Kiedy zdrada wychodzi na jaw – Prolog | Rozdział 1: Idealny początek

Droga Czytelniczko,

Oto moja historia, która powstała z potrzeby serca, bólu i odwagi. Powstała ku przestrodze innym kobietom, które tak jak ja, wierzą w krystaliczną szczerość swoich mężów. Bo przecież miłość jest magiczna i potrafimy tłumaczyć naszych partnerów w każdej sytuacji.

Ale co się dzieje, gdy miłość, która miała być bezpieczną przystanią, zamienia się w burzliwe morze pełne bólu i zdrady? Co zrobić, gdy boimy się odejść od męża, który nas krzywdzi, z obawy, że sobie nie poradzimy? Jak przetrwać nawet po rozwodzie, kiedy były mąż wciąż potrafi zatruwać nasze życie, utrudniając wychowanie dzieci, ignorując fakt, że je ma, nie płacąc alimentów, czy stwarzając inne, nieprzewidziane problemy?

Ja sama dojrzewałam ponad rok, aby opowiedzieć swoją historię. Była to długa i bolesna podróż, pełna łez i momentów zwątpienia, ale teraz nadszedł czas, aby podzielić się nią z Tobą.

Chcę, aby ta historia stała się dla Ciebie promykiem nadziei i wsparcia. Chcę, abyś wiedziała, że nie jesteś sama. Nawet w najciemniejszych chwilach jest światło na końcu tunelu. Twoja siła i odwaga mogą przezwyciężyć wszelkie przeciwności. Pamiętaj, że masz prawo do szczęścia i spokoju. Nie pozwól, aby ktokolwiek odebrał Ci marzenia i godność. Jesteś wartościowa, silna i zasługujesz na miłość, która nie rani, lecz buduje.

Przeczytaj tę historię, a być może znajdziesz w niej wskazówki dla siebie.

Prolog

Przeglądałam konto bankowe na telefonie z coraz większym uczuciem bezsilności i gniewu. To kolejny miesiąc, w którym on nie przelał alimentów na dzieci. Na biurku rozłożyłam wszystkie nieopłacone rachunki i zastanawiałam się, jak pokryję te wszystkie koszty. Próbowałam zapanować nad narastającą paniką. W tym czasie moi synowie radośnie rozmawiali o szkolnych przygodach, nieświadomi jak dużym wysiłkiem było utrzymanie normalności w domu. Starannie ukrywałam przed nimi swoje troski. Nie chciałam, aby ich dzieciństwo było obciążone finansowymi problemami dorosłych.

Sięgnęłam po telefon i wyszukałam go w kontaktach. Musiałam coś zrobić. Napisałam do niego wiadomość: 

„Słuchaj, bez alimentów nie jestem w stanie zapewnić normalnego życia naszym dzieciom”.

Miałam nadzieję, że się opamięta. W odpowiedzi jednak znowu dostałam od niego całą listę usprawiedliwień i obietnic, w które już od dawna nie wierzę:

„Ciężko jest teraz”
“Kryzys w branży”
„Nie ma pracy”
„Nie ma inwestorów”
„Robię co mogę, żeby to zmienić”
„Przecież sam się zgodziłem na alimenty w takiej wysokości”

Ta sama mantra bez pokrycia, którą powtarzał cyklicznie od kilku lat.

“Nie dam się”, pomyślałam zaciskając pięści. “Nie dam im poznać tego bólu.” Moje serce wypełniała nie tylko miłość do dzieci, ale również determinacja w walce o sprawiedliwość. Oszustwa mojego byłego męża wracają do mnie jak bumerang, ale wiem, że nie mogę się poddać. Chodzi o coś więcej niż tylko pieniądze. Chodzi o godność i przyszłość moich synów.


Gdyby ktoś kilka lat temu powiedział mi, że będę w takiej sytuacji – wyśmiałabym go. Mój były mąż zawsze mówił, że bardzo nas kocha, a wszystko co robi, robi z myślą o nas. Wydawał się taki troskliwy i zaangażowany. Wtedy nie miałam pojęcia, jak bardzo można się pomylić co do osoby, którą się kocha. Jak to możliwe, że coś, co wydawało się tak trwałe i pewne, mogło się rozpaść w jednej chwili?

Rozdział 1: Idealny początek

Spotkanie, które zmieniło wszystko

Pierwszy raz usłyszałam o nim od mojego przyjaciela ze szkoły podstawowej. Chodzili razem do szkoły średniej. Mój przyjaciel nie raz opowiadał mi, że poznał świetnego gościa, z którym można konie kraść. Każda opowieść sprawiała, że chciałam go coraz bardziej poznać. Gdy przyjaciel zaprosił mnie na swoją imprezę urodzinową, wiedziałam, że to może być ta okazja.

To była impreza, jakiej świat jeszcze nie widział. Wszyscy bawili się świetnie, ale moim największym pragnieniem było poznać tę tajemniczą osobę z opowiadań. Siedziałam na tarasie, rozmawiając z koleżankami.

– To on – szepnęła na ucho jedna z koleżanek

Był dokładnie taki, jak go opisywał mój przyjaciel – wysoki, z długimi włosami i błyszczącymi oczami.

Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, serce zabiło mi mocniej. Przyjaciel, zauważając nasze wzajemne zainteresowanie, szybko nas sobie przedstawił. On uśmiechnął się szeroko i podał mi rękę.

– Cześć, miło Cię poznać – powiedział z lekkością w głosie.
– Wzajemnie – odpowiedziałam, czując, jak moje policzki się rumienią.
– Słyszałem o Tobie wiele dobrego. W końcu mam okazję Cię poznać.
– To działa w obie strony – zaśmiałam się, próbując ukryć swoje zdenerwowanie.

Rozmawialiśmy przez dłuższy czas, śmiejąc się i wymieniając historie z naszych szkół. Im więcej mówił, tym bardziej czułam, że mamy ze sobą wiele wspólnego. W końcu, nie mogąc się oderwać od rozmowy, opuściliśmy imprezę i poszliśmy na spacer do pobliskiego lasu. Była pełnia księżyca, a wszystkie leśne dróżki były rozświetlone. Czułam się, jakbyśmy znaleźli się w jakiejś baśniowej krainie.

– To miejsce jest magiczne – powiedział, przerywając chwilę ciszy.
– Zgadzam się. Nigdy nie widziałam lasu w takim świetle.

Szliśmy obok siebie, czasem ocierając się ramionami, a moje serce biło jak szalone. W pewnym momencie zatrzymał się i spojrzał na mnie z uśmiechem.

– Myślisz, że moglibyśmy to powtórzyć?
– Co masz na myśli? – zapytałam, choć w głębi duszy znałam odpowiedź.
– Nasz spacer. Nasze rozmowy. Chciałbym Cię lepiej poznać.

Moje serce eksplodowało z radości.

– Ja też. Zadzwonisz do mnie jutro?

Uśmiechnął się szeroko.

– Na pewno.

Następnego dnia, zanim zdążyłam przestać myśleć o poprzednim wieczorze, mój telefon zadzwonił. To był on.

– Cześć. Wspominałem wczorajszy wieczór i pomyślałem, że może chciałabyś dzisiaj powtórzyć nasz spacer?
– Z największą przyjemnością – odpowiedziałam, czując, jak moje serce bije szybciej.

Marzenia o przyszłości

Od tego momentu byliśmy nierozłączni. Codziennie przychodził po mnie do szkoły i odprowadzał do domu. Nasze weekendy spędzaliśmy razem, z przyjaciółmi na wspólnych wypadach na miasto, na basen czy do kina. Każda chwila z nim była pełna śmiechu i radości.
I chociaż różniliśmy się charakterami – on raczej bujający w obłokach, artysta – ja twardo stąpająca po ziemi realistka, to dobrze było mi w jego towarzystwie. Czułam, że mogę się wiele od niego nauczyć.

Pamiętam, jak raz siedzieliśmy na ławce w parku, trzymając się za ręce. Patrzył na mnie z czułością, którą czułam głęboko w sercu.

– Czy myślałaś kiedyś, jak to będzie, gdy skończymy szkołę? – zapytał, przerywając ciszę.
– Czasami. Napewno chciałabym pójść na studia. Uwielbiam się rozwijać. A później raczej schematycznie: praca, ślub, dzieci. A Ty?
– Marzę o tym, żebyśmy zawsze byli razem. Chciałbym podróżować, zobaczyć świat, ale przede wszystkim chcę to robić z Tobą.

Uśmiechnęłam się, czując, że nasze marzenia są splecione.

Tak właśnie wyglądała nasza młodzieńcza miłość – pełna marzeń, nadziei i niekończącego się entuzjazmu. Wydawało się, że świat stoi przed nami otworem, a każdy dzień przynosił nowe przygody. W tamtych chwilach wierzyłam, że nasza miłość przetrwa wszystko.

Krok w dorosłość

W 2005 roku skończyliśmy szkoły średnie. Zdaliśmy maturę i zaczęliśmy studia. Ja podjęłam wymarzony kierunek: zarządzanie i marketing, a on kulturoznawstwo. Był uzdolniony artystycznie – pisał wiersze, śpiewał w zespole, marzył o napisaniu własnej książki. Książki pochłaniał tonami, a czytanie było jego ulubionym sposobem spędzania wolnego czasu.

Niestety, życie nie zawsze jest bajeczne. Jego sytuacja rodzinna była bardzo trudna. Ojczym odszedł od matki, która zaczęła nadużywać alkoholu. Musiał zrezygnować ze studiów, aby pójść do pracy i sam na siebie zarabiać. O pracę w Polsce było bardzo ciężko, szczególnie dla chłopaka prosto po szkole średniej. Przez jakiś czas pracował jako ochroniarz, ale wiedział, że to nie jest jego wymarzona praca.

Pewnego dnia przyszedł do mnie z poważnym wyrazem twarzy.

– Muszę wyjechać do pracy do Anglii – powiedział, a jego słowa zamarły w powietrzu jak ciężki, nieprzejednany obłok.

Spojrzałam na niego zszokowana, czując, jak gula rośnie mi w gardle, a oczy napełniają się łzami.

– Jak to wyjechać? – zapytałam, starając się zapanować nad drżeniem w głosie.
– Nie mam innego wyjścia – odpowiedział z ciężkim westchnieniem – Wypłata ochroniarza nie pokrywa wszystkich moich kosztów życia. Żeby wyjechać do Anglii, muszę się zapożyczyć, żeby mieć pieniądze na pierwsze miesiące życia na miejscu. Czy Twoi rodzice mogą mi pomóc?
– Myśle, że nie będzie z tym problemu – odpowiedziałam, wiedząc, że moi rodzice zawsze chętni są do pomocy

Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje. Myśl o jego wyjeździe była niewyobrażalna. Czułam, jak świat wokół mnie zaczyna się rozpadać.

– Ale… co z nami? – wyszeptałam, nie mogąc powstrzymać łez.
– Będziemy w kontakcie – próbował mnie uspokoić. – Będziemy pisać maile, dzwonić. To nie koniec, tylko nowy rozdział.

Dni bez niego były jak wieczność. Często pisaliśmy do siebie maile i dzwoniliśmy, ale to nie było to samo.

– Cześć, jak ci minął dzień? – napisałam w jednym z maili.
– Pracowicie, ale myślę o Tobie cały czas. Nie mogę się doczekać, aż znowu się zobaczymy. Myślałaś o tym, żeby dołączyć do mnie tutaj w Anglii? Anglia to inny świat. Tutaj nie trzeba zastanawiać się jak przeżyć od 1-ego do 1-ego – odpisał.

Czytając jego wiadomości, czułam ulgę, że nadal jesteśmy blisko, ale jednocześnie czułam pustkę, której nie mogły wypełnić żadne słowa na ekranie. Brakowało mi jego obecności, jego dotyku, jego uśmiechu.

– Tęsknię za tobą – powiedziałam przez telefon, starając się powstrzymać łzy.
– Ja też tęsknię. Musimy być silni. To tylko tymczasowe. Wkrótce wszystko się ułoży – próbował mnie pocieszyć, ale jego głos też zdradzał tęsknotę.

Każdy dzień bez niego był walką. Starałam się skupić na studiach, na znajomych, na wszystkim, co mogłoby odwrócić moje myśli od tej pustki. Ale każda chwila przypominała mi o tym, jak bardzo go brakuje.

Wieczory były najgorsze. Kiedy kładłam się do łóżka, czułam, jak cisza i samotność osaczają mnie ze wszystkich stron. Przypominałam sobie nasze wspólne chwile, jego śmiech, ciepło jego dłoni. Marzyłam o tym, żeby znów być razem, żeby znów móc dzielić się codziennością, śmiać się z błahostek, planować przyszłość.

Wierzyłam, że nasza miłość przetrwa wszystko, nawet tę bolesną rozłąkę. W głębi duszy wiedziałam, że kiedyś znów będziemy razem, że nasze marzenia o wspólnej przyszłości się spełnią. Ale na razie musieliśmy być silni i wierzyć, że to, co nas łączy, jest wystarczająco silne, żeby przetrwać tę próbę.

Wyjazd do Anglii

Zdecydowaliśmy, że jak tylko zdam sesję, przyjadę do niego do Anglii. Miałam niesamowitą motywację, żeby wszystkie egzaminy zaliczyć w pierwszym terminie. I tak się stało. 1 lipca siedziałam już w samolocie do Londynu, z sercem pełnym nadziei i ekscytacji. Plan był prosty – jadę na wakacje, a później zobaczymy, co dalej.

Drugiego dnia pobytu w Anglii, kiedy szłam przez centrum miasta, zauważyłam ogłoszenie o pracę w małej restauracji: “Poszukujemy kelnerki. Praca 5 dni w tygodniu po 3 godziny.” Stwierdziłam, że to fajna opcja wakacyjnej pracy, bo nie będę się nudziła, kiedy on jest w pracy, a przy okazji coś zarobię. Pracę dostałam po pierwszej rozmowie. Właścicielami byli Roman i Alina, cudowni ludzie z Ukrainy, którzy po poznaniu mojej historii bardzo chcieli mi pomóc.

Życie w Anglii faktycznie było łatwiejsze niż w Polsce. Trafiłam na wspaniałych ludzi i zdecydowałam wziąć urlop dzikański na studiach po to, żeby przez rok żyć w Anglii.

Wieczory spędzaliśmy na spacerach po parku, odkrywaniu nowych kawiarni i małych galerii sztuki. Nasze dni były wypełnione śmiechem, rozmowami i planowaniem przyszłości. Byliśmy młodzi, zakochani i pełni marzeń. Jego pasja do literatury i sztuki przenikała nasze życie. Często czytał mi swoje wiersze, a ja pomagałam mu z pomysłami na nową książkę.

Pewnego wieczoru, siedząc na tarasie naszego małego mieszkania, popijaliśmy wino i patrzyliśmy na rozświetlone miasto.

– Pamiętasz, jak obiecałeś, że wrócisz? – zapytałam, spoglądając na niego z uśmiechem.
– Pamiętam – odpowiedział, obejmując mnie ramieniem. – I cieszę się, że teraz jesteś tutaj ze mną.

Te chwile były jak z bajki. Czułam, że razem możemy przetrwać wszystko. Jednak życie ma swoje wyzwania. Zbliżał się koniec mojego urlopu dziekańskiego, a ja wiedziałam, że muszę podjąć decyzję o powrocie do Polski. Nie chciałam zaprzepaścić mojego pierwszego roku na studiach, szczególnie, że skończyłam go z niezłymi wynikami.

Rozmawialiśmy o tym coraz częściej. Ja chciałam wrócić, żeby skończyć studia, on uważał, że w Polsce nigdy nie będzie nam tak dobrze jak w Anglii.

– Nie rozumiesz, jak bardzo chcę skończyć studia – powiedziałam pewnego wieczoru, kiedy siedzieliśmy na kanapie. – Nie chcę spędzić reszty życia jako kelnerka.
– Ale tu mamy stabilność, pracę, życie jest łatwiejsze – odpowiedział z determinacją. – W Polsce znowu będziemy walczyć o przetrwanie i zaczynać wszystko od nowa.
– Mamy odłożone pieniądze, start w Polsce nie będzie taki trudny – próbowałam go przekonać. – Chcę zrealizować swoje marzenia. Chcę skończyć studia i osiągnąć coś w życiu.

Rozmowy stawały się coraz bardziej intensywne, ale w końcu udało mi się go przekonać. W połowie 2006 roku wróciliśmy do Polski.

Decyzja o powrocie była trudna, ale czułam, że to konieczne. Mieliśmy odłożone pieniądze, co dawało nam pewną stabilność na starcie. Wiedziałam, że razem damy radę. Nasza miłość przeszła przez wiele prób, a teraz czekało nas kolejne wyzwanie. Ale byłam pewna, że wspólnie możemy przetrwać wszystko.

Powrót do Polski

Po powrocie do Polski zaczęliśmy szukać pracy. On znalazł zatrudnienie w Empiku, gdzie mógł pracować w otoczeniu muzyki, gier komputerowych i książek, które tak uwielbiał. Ja znalazłam pracę w małej firmie IT i przepisałam się na studia zaoczne, kontynuując swoją edukację. Zamieszkaliśmy w domu po mojej babci i powoli zaczęliśmy go remontować. Był to nasz mały, wspólny projekt, który zbliżał nas do siebie jeszcze bardziej.

W 2008 roku podjęliśmy decyzję o ślubie. Ślub wzięliśmy we wrześniu tego samego roku. Przyjęcie było niewielkie, tylko dla najbliższej rodziny. Był to skromny, ale pełen miłości i szczęścia dzień, który otworzył nowy rozdział w naszym życiu.

Przez dwa lata nasze życie płynęło spokojnie. Było normalnie. Pracowaliśmy, podróżowaliśmy, spędzaliśmy czas z przyjaciółmi.

Bywały też dni, kiedy kłóciliśmy się o drobiazgi, głównie o niepozmywane naczynia czy ogólnego bałaganu w domu.

– Dlaczego zawsze muszę ci przypominać o tych naczyniach? – mówiłam z irytacją, kiedy znowu znajdowałam stertę brudnych talerzy w zlewie.
– Przepraszam, kochanie, zapomniałem. Miałem ciężki dzień w pracy – odpowiadał, próbując mnie uspokoić.

Nasze kłótnie bywały burzliwe, ale zawsze kończyły się pojednaniem. Rozmawialiśmy, wyjaśnialiśmy swoje punkty widzenia. Wiedzieliśmy, że każdy związek ma swoje wzloty i upadki, ale ważne było to, że zawsze potrafiliśmy wrócić do siebie.

Narodziny Wiktora

W 2010 roku obroniłam pracę licencjacką, kończąc pierwszy etap studiów. W tym samym roku przyszedł na świat nasz pierwszy syn. To był cudowny czas.

Życie z małym dzieckiem przyniosło wiele radości i wyzwań. Nasze dni były wypełnione śmiechem, płaczem i nieprzespanymi nocami, ale każda chwila była tego warta.

– Spójrz na niego, jaki jest śliczny – mówiłam, patrząc na naszego synka, który spał spokojnie w swoim łóżeczku.
– Jest idealny – odpowiadał, z czułością gładząc jego maleńką rączkę. – Nie mogę uwierzyć, że mamy dziecko.

Podróżowaliśmy po świecie w trójkę. Pokazywaliśmy naszemu synowi świat, odkrywając z nim nowe miejsca i kultury. Byliśmy w Austrii, gdzie spacerowaliśmy po urokliwych trasach górskich, we Włoszech, gdzie chłonęliśmy niepowtarzalny klimat Toskani, a także w małych, urokliwych miasteczkach, które kryły w sobie tyle historii i piękna.

– Chcę, żeby nasz syn zobaczył jak najwięcej świata – mówił, kiedy planowaliśmy kolejną podróż. – Żeby wiedział, jak piękne i różnorodne jest życie.

Nasze podróże były pełne przygód i radości. Każde nowe miejsce było okazją do nauki i odkrywania, nie tylko dla naszego syna, ale także dla nas. Budowaliśmy rodzinę, tworząc wspomnienia, które miały nas łączyć na zawsze.

Nowy początek

W 2010 roku on podjął decyzję, która miała zmienić nasze życie na zawsze. Postanowił otworzyć własną firmę, wydającą gry komputerowe. Wiedziałam, że to jego największe marzenie. To był szalony czas pełen wyzwań i niepewności, ale także ogromnych nadziei i ambicji.

– Jesteś pewien, że chcesz to zrobić? – zapytałam, widząc jego zapał i determinację. – To duże ryzyko.
– Wiem, ale czuję, że to jest to, co chcę robić – odpowiedział z uśmiechem. – Mam tyle pomysłów na gry, które mogą naprawdę coś zmienić. Potrzebuję tylko szansy.

I tak zaczęła się nasza nowa przygoda. On dużo pracował, żeby rozkręcić biznes. Dni spędzał na tworzeniu strategii, spotkaniach z zespołem i przygotowywaniu projektów, a noce często przeznaczał na dopracowywanie szczegółów. Wyjeżdżał na spotkania z inwestorami, starając się przekonać ich do swojej wizji.

– Wszystko zmierza w dobrym kierunku – mówił z entuzjazmem, po jednym z takich spotkań. – Inwestorzy są zainteresowani, mamy szansę na naprawdę duży sukces.

Podziwiałam jego pasję i zaangażowanie. Wiedziałam, że ten projekt był dla niego czymś więcej niż tylko pracą. Był spełnieniem marzeń, które nosił w sobie od lat.

– Jesteś niesamowity – powiedziałam, gdy wrócił późno w nocy, zmęczony, ale szczęśliwy. – Tyle pracujesz, a mimo to jesteś w stanie znaleźć czas dla nas.
– To wszystko dla was – odpowiedział, przytulając mnie. – Chcę, żebyśmy mieli lepsze życie, żeby nasz syn miał wszystko, czego potrzebuje.

Równocześnie z jego ciężką pracą, ja kontynuowałam swoje obowiązki. Pracowałam w firmie IT. Zajmowanie się naszym małym synkiem było dla mnie priorytetem, ale starałam się również wspierać go w każdej możliwej chwili.

Nasze życie było pełne wyzwań, ale i radości. Każdy mały sukces jego firmy przynosił nam nadzieję na lepszą przyszłość. Czułam, że razem możemy osiągnąć wszystko, mimo trudności, jakie napotykaliśmy na drodze.

– Wiesz, że zawsze w ciebie wierzyłam – powiedziałam mu pewnego wieczoru, gdy omawialiśmy kolejne plany. – Wiem, że twoja firma odniesie sukces. Masz talent i pasję, które są nie do zatrzymania.
– Dziękuję, kochanie – odpowiedział z uśmiechem. – Twoje wsparcie znaczy dla mnie wszystko. Nie byłbym tu, gdzie jestem, bez ciebie.

Rok 2010 był dla nas przełomowy. Firma zaczęła się rozwijać, przyciągając coraz większą uwagę i zainteresowanie. Wiedziałam, że przed nami jeszcze wiele wyzwań, ale każde z nich wydawało się mniej przerażające, gdy stawialiśmy im czoła razem.

Nasza miłość i determinacja były siłą napędową naszych działań. Byliśmy zespołem, który wierzył w swoje marzenia i wspierał się nawzajem. Wiedziałam, że z nim u boku, każdy krok do przodu jest krokiem w stronę lepszego życia.

W 2011 roku zdecydowaliśmy, że kupujemy nowy dom. To jemu na tym zależało. Ten po babci, choć uroczy, wymagał ogromnych wkładów finansowych na remonty. A remontów nie mogliśmy zrobić we własnym zakresie, bo nie mieliśmy na to czasu. Chcieliśmy stworzyć dla naszej rodziny miejsce, które będzie nasze, gdzie będziemy mogli czuć się bezpiecznie i komfortowo.

– To będzie nasz nowy początek – powiedziałam, kiedy podpisywaliśmy umowę kupna.
– Z tobą wszystko jest możliwe – odpowiedział, ściskając moją dłoń.

Nowy dom stał się symbolem naszej wspólnej przyszłości. Z każdym dniem czułam, że z nim wszystko jest możliwe. Był moim partnerem, moim wsparciem i moją miłością. Razem przeszliśmy przez wiele trudności, ale każda z nich tylko umocniła naszą więź. Wspólnie budowaliśmy życie, o którym marzyliśmy, i wiedziałam, że z nim u boku mogę osiągnąć wszystko.

Drugie dziecko

W 2012 roku zaczęliśmy rozmowy o drugim dziecku. Zawsze chciałam, żeby nasz syn miał rodzeństwo. Myśl, że kiedyś nas zabraknie, a on zostanie sam, była dla mnie nie do zniesienia. Jednak on podchodził do tego tematu sceptycznie.

– Jedno dziecko wystarczy – mówił, kiedy poruszałam temat kolejnego potomka. – Tak jest wygodniej, nie dokładajmy sobie więcej obowiązków. I tak mamy dużo na głowie.

Pracował jeszcze więcej niż na początku rozkręcania swojego biznesu. Firma rozwijała się dynamicznie, ale to oznaczało, że często wracał późno i spędzał wiele nocy przy komputerze. Nasz dom stał się bardziej hotelem, w którym można się wyspać, niż miejscem, w którym spędzaliśmy czas razem. Całe prowadzenie domu spoczywało na moich barkach.

Każdego dnia balansowałam między pracą, studiami i opieką nad naszym synem. Było ciężko, ale wiedziałam, że robię to wszystko z miłości do naszej rodziny. Pragnienie drugiego dziecka nie opuszczało mnie ani na chwilę.

– Naprawdę chcę, żeby Wiktor miał rodzeństwo – powiedziałam pewnego wieczoru, kiedy siedzieliśmy przy stole, jedząc kolację. – To ważne dla mnie, dla nas.

Spojrzał na mnie, zmęczony, ale z wyrazem zrozumienia w oczach.

– Wiem, że to dla ciebie ważne – odpowiedział, biorąc głęboki oddech. – Ale musisz zrozumieć, że teraz jest bardzo intensywny czas w mojej pracy. Nie wiem, czy dam radę z drugim dzieckiem.
– Ja to wszystko ogarnę – powiedziałam z determinacją. – Wiem, że jest ciężko, ale poradzimy sobie. Nie chcę, żeby nasz syn był sam, kiedy nas zabraknie.
– Ale jak wyobrażasz sobie to wszystko? – zapytał, spoglądając na mnie z troską. – Czy damy radę finansowo, emocjonalnie?
– Wierzę, że damy – odpowiedziałam stanowczo. – Przeszliśmy przez tyle trudności, a to jest nasze marzenie, nasza przyszłość.

Patrzył na mnie przez chwilę, jakby ważył moje słowa.

– Zastanowię się nad tym – powiedział w końcu. – Ale musisz mi dać trochę czasu, żeby przemyśleć wszystko.

Wiktor rósł, a my, mimo natłoku obowiązków, staraliśmy się spędzać z nim jak najwięcej czasu. Był naszą radością i inspiracją, a ja wiedziałam, że drugie dziecko przyniesie nam jeszcze więcej miłości i szczęścia.

– Kochanie, wiem, że jest ciężko – powiedziałam pewnego wieczoru, kiedy wrócił z pracy wyjątkowo późno. – Ale wyobraź sobie, jak cudownie byłoby, gdyby Wiktor miał kogoś, z kim mógłby się bawić, dorastać…
– Myślałem o tym – przerwał mi, z lekkim uśmiechem. – Może masz rację. Może powinniśmy spróbować.

Moje serce zabiło szybciej. Wiedziałam, że to była trudna decyzja, ale w tym momencie czułam, że zrobiliśmy krok w stronę spełnienia naszych marzeń.

– Naprawdę? – zapytałam, nie mogąc ukryć radości.
– Tak, naprawdę – odpowiedział, przytulając mnie mocno. – Spróbujmy.

I tak, po wielu rozmowach i przemyśleniach, podjęliśmy decyzję o kolejnym dziecku. Wiedziałam, że czeka nas wiele wyzwań, ale byłam gotowa stawić im czoła. Nasza rodzina była dla mnie wszystkim, a pragnienie drugiego dziecka było kolejnym krokiem w budowaniu naszej przyszłości.

Poważne zmiany

Drugi syn przyszedł na świat we wrześniu 2014 roku. Nasza mała iskierka. Chwila, gdy pierwszy raz go zobaczyłam, była pełna niewyobrażalnych emocji. Trzymając go w ramionach, czułam ogromną miłość i radość.

– Jest taki słodki – szepnęłam, patrząc na jego maleńką twarz. – Nasz Oskar.

On stał obok mnie, trzymając Wiktora za rękę, który z ciekawością spoglądał na swojego młodszego braciszka.

– Mamy teraz dwóch wspaniałych synów – powiedział z dumą. – Nasza rodzina jest pełniejsza niż kiedykolwiek.

Czułam, że moje serce eksploduje z miłości. Byliśmy razem, trzymając w ramionach nasze dzieci, otoczeni ciepłem i szczęściem.

Ale życie nie zwalniało tempa. W tym samym czasie on kończył w swojej firmie ważny projekt. Pierwsza gra, nad którą pracowali, miała swoją premierę zaplanowaną na 2015 rok. Była to dla niego ogromna szansa, ale także wymagała mnóstwo poświęcenia.

– Muszę wyjechać na targi, żeby promować naszą grę – powiedział pewnego wieczoru, gdy siedzieliśmy w salonie. – To jedyna szansa, żeby nas zauważyli.

Oskar miał wtedy zaledwie 2 tygodnie.

– Jak długo będziesz wyjeżdżał? – zapytałam, starając się ukryć niepokój.
– Mogą to być dwa, trzy tygodnie, a potem wracam na tydzień i znowu kolejny wyjazd – odpowiedział, patrząc na mnie z troską. – Wiem, że to dużo, ale to naprawdę ważne.

Zostałam totalnie sama. Z domem. I z dwójką dzieci na głowie. Każdy jego wyjazd budził we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony byłam dumna z jego osiągnięć, z drugiej strony czułam się opuszczona i przytłoczona.

Dni były pełne wyzwań. Opieka nad noworodkiem i czterolatkiem była męcząca. Noce były przerywane przez karmienie, a dni wypełnione niekończącymi się obowiązkami domowymi.

– Mamo, bawmy się – prosił Wiktor, podczas gdy ja próbowałam uspokoić płaczącego Oskara.
– Zaraz, kochanie, tylko muszę nakarmić braciszka – odpowiadałam, starając się zaspokoić potrzeby obu moich synów.

Często czułam się samotna. Brakowało mi jego wsparcia i obecności. Czasem wieczorami, gdy dzieci już spały, siadałam na kanapie i czułam, jak łzy same napływają do oczu.

– Tęsknię za tobą – pisałam mu w wiadomościach, gdy był na kolejnych wyjazdach. – Czuję się taka samotna.
– Wiem, kochanie – odpisywał. – Tęsknię za wami. To tylko na chwilę, obiecuję.

Starałam się być silna. Dla naszych dzieci i dla niego. Wiedziałam, że to, co robił, było ważne. Ale bywały dni, gdy ciężar odpowiedzialności przytłaczał mnie.

– Wszystko w porządku? – pytała moja mama, widząc zmęczenie na mojej twarzy.
– Tak, dam radę – odpowiadałam, uśmiechając się słabo. – Po prostu jest ciężko.

Każdy dzień był walką o utrzymanie równowagi. Próbowałam zorganizować nasze życie tak, żeby dzieci czuły się kochane i bezpieczne, mimo że ich tata często był nieobecny.

– Mamo, kiedy tata wróci? – pytał Wiktor, przytulając się do mnie.
– Niedługo, kochanie – odpowiadałam, głaszcząc go po głowie. – Tata pracuje ciężko, żebyśmy mieli lepsze życie.

Wiedziałam, że to, co robimy, jest dla naszej przyszłości. Ale codzienna rzeczywistość była trudna do zniesienia. Czułam, że każda minuta była próbą mojej wytrzymałości.

Pomimo trudności, starałam się czerpać radość z małych rzeczy. Każdy uśmiech Oskara, każde nowe osiągnięcie Wiktora, każde ciche wieczory, gdy w końcu mogłam usiąść i odetchnąć.

Były to chwile, które przypominały mi, dlaczego to wszystko robimy. Dlaczego warto walczyć o nasze marzenia i naszą rodzinę. Bo w końcu, mimo wszystkich wyzwań, byliśmy razem. I to dawało mi siłę, by przetrwać każdy kolejny dzień.

Może będzie lepiej

Cały czas wierzyłam, że ten trudny czas będzie trwał do premiery gry. Nic bardziej mylnego. Po premierze dowiedziałam się, że musi dalej wyjeżdżać na wydarzenia branżowe, żeby jeszcze lepiej rozpromować firmę, grę i pozyskać finansowanie na kolejne projekty.

Siedziałam w naszej sypialni, przeglądając zdjęcia z naszych wspólnych wakacji, zanim nasze życie stało się takie skomplikowane. Przypominały mi o tym, jak blisko byliśmy kiedyś, jak mogliśmy rozmawiać do późna w nocy o naszych marzeniach i planach. Teraz rozmowy o marzeniach i planach kończyły się na kwestiach organizacyjnych związanych z dziećmi i domem.

– Gdzie jesteś? – pisałam mu w wiadomościach, gdy znowu nie było go w domu na kolację. – Tęsknimy za tobą.
– Przepraszam, kochanie. Jestem na spotkaniu, jestem zajęty – odpowiadał. – To ważne dla naszej przyszłości.

Ale ja potrzebowałam go teraz, tutaj, w naszym życiu codziennym. Potrzebowałam go, żeby pomógł mi w wychowaniu naszych dzieci, żeby dzielił z nami te chwile radości i trudności.

Codzienność stała się moim wrogiem. Zmęczenie, brak snu, obowiązki domowe i praca zawodowa – wszystko to było na moich barkach. Próbowałam trzymać się dzielnie, ale czasem łzy same napływały do oczu, kiedy zasypiałam sama w łóżku.

– Dlaczego musisz ciągle wyjeżdżać? – pytałam go, kiedy wreszcie mieliśmy chwilę na rozmowę przez telefon.
– Muszę, kochanie. To nie tylko o mnie, to o naszej przyszłości, o naszej rodzinie – tłumaczył się.

Ale ja czułam się opuszczona. Czułam, że jego praca stała się ważniejsza od naszej rodziny. Rozumiałam, że musi poświęcać się dla dobra nas wszystkich, ale nie mogłam powstrzymać uczucia samotności.

Każde jego wyjście na kolejne wydarzenia branżowe pogłębiało przepaść między nami. Czułam, że jesteśmy coraz dalej od siebie, że nie jesteśmy już tymi samymi ludźmi, którzy zakochali się lata temu. Ale nadal wierzyłam, że to wszystko jest dla naszej przyszłości. Że to wszystko przyniesie nam szczęście i stabilność, o której marzyliśmy. Chciałam wierzyć, że nasza miłość i nasza rodzina przetrwają ten trudny czas.

Kontrakt z Microsoftem

Kiedy liczyłam, że będzie już lepiej, on przyszedł do mnie z informacją, że dostał propozycję kontraktu pracy w Microsoft. Wiedziałam, że to jego największe marzenie.

– Z czym się to wiąże? – zapytałam, czując, że znowu będzie zmiana w naszym życiu.
– Niestety, 2-3 dni w tygodniu muszę prowadzić zajęcia w Warszawie. Ale to tylko weekendy. W tygodniu będę tutaj – tłumaczył.

Ciężko było mi powiedzieć, że się nie zgadzam. Wiedziałam, że to spełnienie jego marzeń. W 2018 roku zaczęły się więc wyjazdy do Microsoftu.

Szybko pożałowałam, że zgodziłam się na tę opcję. Od tego czasu weekendy spędzaliśmy zupełnie osobno. W tygodniu, kiedy był w domu, i tak cały swój czas spędzał w firmie – tak jak dotychczas.

Miałam już tego wszystkiego dość. Nie raz kłóciliśmy się o taki tryb życia. Czułam się opuszczona, jakbym była tylko tłem dla jego kariery.

– Nie możemy tak dalej – mówiłam mu podczas jednej z naszych kłótni. – Potrzebuję ciebie tutaj, przy nas.
– Pracuję dla naszej przyszłości – odpowiadał z uporem. – To ważne dla naszej rodziny.

Ale ja czułam, że to już nie o nas chodziło. Że zatraciliśmy się w spirali pracy i obowiązków, zapominając o tym, co naprawdę ważne – o naszej relacji i rodzinie.

Rozłąka zaczęła niszczyć nasz związek. Byliśmy jak dwie obce sobie osoby, mieszkające pod jednym dachem tylko sporadycznie się widzące. Każdego dnia zastanawiałam się, czy to, co robimy, jest tego warte. Czy marzenia zawodowe są warte ofiary naszej relacji i szczęścia naszej rodziny.

– Musimy coś zmienić – mówiłam mu, szukając desperacko rozwiązania.

Ale on miał zawsze gotową odpowiedź o tym, dlaczego musi tak być. Ja jednak potrzebowałam więcej niż tylko słowa. Potrzebowałam jego obecności, wsparcia i zaangażowania.

Czasem zastanawiałam się, czy da się jeszcze uratować to, co mieliśmy. Czy jest jeszcze szansa na powrót do tych czasów, gdyśmy byli szczęśliwi i pełni nadziei na wspólną przyszłość.

Czytaj kolejne rozdziały:

  1. To wspaniałe jak bardzo dajesz radę w tych najtrudniejszych momentach. Jak starasz się chronić swoich synów przed problemami dorosłych. I co najważniejsze, swoim pozytywnym podejściem, nawet gdy jest tak trudno pokazujesz im jaki świat może być piękny.

  2. Pisząc swoje wspomnienia w pierwszym rozdziale bije od nich pełna miłości nostalgia. Powrót do tamtych dni, ale zarazem nie starasz się koloryzować przeszłości. Rozprawiasz się z nią, pokazując że była też pełna strachu o wasze przetrwanie, bólu i rozczarowania. Kiedy wybrał pracę ponad waszą rodzinę wszystko musiałaś dźwigać na własnych barkach.

  3. Dużo piszesz o jego wrażliwości do muzyki, poezji czy książek, o tym jak to dla twojego Ex było ważne. Ale nie ma w tym Ciebie, twoich potrzeb o które też i on by dbał. To ty byłaś jego wsparciem a jeśli tobie na czymś zależało to musiałaś to wyprosić jak powrót do Polski, drugie dziecko… Wszytko dawał Ci na odczepne nie licząc się z Tobą. Tak zachowuje się narcyz nie liczy się z nikim, a już zwłaszcza z osobami które go kochają. On czerpał garściami sam nie dając nic, bądź kapiąc z łaski. To tylko świadczy o jego zadufaniu w sobie i braku jakiejkolwiek empatii.

  4. Wow, naprawdę Cię podziwiam za to, jak dałaś sobie radę! Mąż nie przelewa pieniędzy, a ty próbujesz sama związać koniec z końcem. Praca od świtu do nocy, prowadzenie własnej firmy, opieka nad dzieciakami i domem – to naprawdę ogromne wyzwanie. Twoja determinacja i ciężka praca są godne podziwu.

  5. Podziwiam Cię za to, jak dałaś sobie radę! Prowadzenie własnego biznesu to już ogromne wyzwanie, a do tego jeszcze wychowanie dzieci i dbanie o dom…. Twój mąż mógł tylko rozwijać swój biznes. Resztę – z tego co piszesz ogarniałaś Ty. A już jak zostałaś sama z dziećmi, to już w ogóle!

    Wiem, ile pracy to wszystko wymaga. Wczesne wstawanie, późne chodzenie spać, ciągłe planowanie, ogarnianie dzieci, które zawsze czegoś potrzebują, i jeszcze dbanie o dom – sprzątanie, gotowanie, zakupy, pranie. A przecież biznes sam się nie poprowadzi – codzienne walka o klientów, projekty, maile, finanse.

    Madzia! Jesteś niesamowita!

  6. To człowiek który jest permanentnym kłamcą. Jedna wymyślona wymówka goni drugą i to kosztem żony i dzieci czyli tych którzy powinni być najważniejsi. Jedno kłamstwo goni drugie i chyba sam zatracił się wtedy w tym zmyślaniu. Wcześniej pisałaś że jego marzeniem jest napisanie książki. To będzie raczej grubo przesadzona fikcja patrząc na to jak na poczekaniu potrafi wymyślać wymówki.

  7. Mam gęsią skórkę czytając to. Trudno mi nawet znaleźć odpowiednie słowa, bo ta historia jest napisana tak, jakby była scenariuszem do filmu albo serialu na Netflixie. Ale jedno jest pewne – musisz mieć ogromną siłę, bo ja nie wiem, czy dałabym sobie radę z czymś takim psychicznie

  8. Najbardziej przykre w twojej historii jest to że najbliższa osoba cię zawiodła i pomimo zapewnień że dzieci są dla niego ważne to nadal nie dotrzymuje danego słowa i czas z dziećmi nie jest dla niego najważniejszy.
    Ale widzę te pozytywny akcent ty budujesz waszą relację i chłopcy wiedzą że zawsze mogą na tobie polegać. Jesteś super mamą. Tak trzymaj

  9. Magda! Czytałam Twojego bloga lata temu, kiedy rodziły się nasze dzieci. Czułam nie raz smutek w Twoich postach ale przede wszystkim w tych postach czuć było radość z dnia codziennego. Dzisiaj, wiedząc co się tak naprawdę u Ciebie działo i że byłaś wtedy sama z malutkimi dziećmi – pełen szacunek. Podziwiam Cię, że finansowo potrafiłaś i nadal potrafisz to wszystko ogarnąć sama. Kobieto, ile Ty masz w sobie siły! Ale mogę też tylko podejrzewać ile Cię to wszystko kosztowało. Mam nadzieję, że teraz już życie wynagrodzi Ci te lata wewnętrznej walki, że będzie już z górki. Miło obserwować Was razem teraz na insta 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *