- Kiedy zdrada wychodzi na jaw – Prolog | Rozdział 1: Idealny początek
- Kiedy zdrada wychodzi na jaw – Rozdział 2: Pierwsze sygnały
- Kiedy zdrada wychodzi na jaw – Rozdział 3: Śledztwo
- Kiedy zdrada wychodzi na jaw – Rozdział 4: Konfrontacja
- Kiedy zdrada wychodzi na jaw – Rozdział 5: Rozwód
- Kiedy zdrada wychodzi na jaw – Rozdział 6: Nowy początek
- Kiedy zdrada wychodzi na jaw – Rozdział 7: Seria niefortunnych zdarzeń
Po powrocie z Grecji on od razu pojechał do Warszawy, a ja nie mogłam pozbyć się myśli, które zasiał animator. Słowa o zdradzie wciąż dźwięczały mi w głowie, odbijając się echem podczas każdego spokojniejszego momentu. Każdego dnia mój niepokój narastał. Musiałam dowiedzieć się prawdy.
Zaczęłam przeszukiwać internet i jego media społecznościowe. Spędzałam długie godziny, przekopując się przez każdy post, każdy komentarz. Poprosiłam też moje przyjaciółki, aby mnie wsparły. Dziewczyny były niesamowite – solidarnie przystąpiły do akcji, jakbyśmy razem były detektywami w jakiejś kryminalnej intrydze.
Każdy dzień wypełniony był napięciem i nerwowością. Czułam się, jakbym chodziła po linie nad przepaścią, balansując na granicy załamania. Emocje były mieszane – gniew, strach, smutek, a czasami irracjonalna nadzieja, że może to wszystko tylko mój wymysł.
Przyjaciółki przeszukiwały profile i zdjęcia, analizowały każde “lubię to” i komentarz, ale nigdzie nie było nic, co wskazywałoby na zdradę. Żadnych zdjęć z koleżankami, żadnych podejrzanych komentarzy. Wszystko wydawało się normalne, a to było najbardziej frustrujące. Mój umysł podsuwał mi obrazy, które nie miały żadnego potwierdzenia w rzeczywistości, a ja czułam się coraz bardziej zagubiona.
Noce były najgorsze. Leżałam w łóżku, wpatrując się w sufit, a moje myśli krążyły wokół jednego pytania: czy on naprawdę mnie zdradza? Czy poświęcił naszą rodzinę dla innej kobiety? Wspomnienia naszych wspólnych chwil, kiedy jeszcze byliśmy szczęśliwi, teraz mieszały się z nową, bolesną rzeczywistością. Pragnęłam odpowiedzi, ale bałam się, co mogę odkryć. Przecież ja sobie bez niego nie poradzę! Panikowałam.
Czasami, chciałam po prostu zapytać go wprost, ale blokował mnie strach przed prawdą. Co, jeśli moje najgorsze obawy się potwierdzą? Co, jeśli moje życie, które próbowałam utrzymać w ryzach, rozpadnie się na milion kawałków?
Każdego dnia walczyłam z tymi myślami, próbując znaleźć wewnętrzny spokój. Ale spokój był nieosiągalny. Zamiast tego, czułam się jak w pułapce – między przeszłością, którą znałam, a niepewną przyszłością, która mogła przynieść największy ból.
- Naszyjnik grona z kolczykami50,00 zł
- Kolczyki sutasz czarne49,99 zł
- Zestaw męskich czarnych bransoletek rzemykowych39,99 zł
Siła przyjaźni
Któregoś dnia dostałam wiadomość od dawno niewidzianej przyjaciółki ze szkoły średniej. Nie miałyśmy kontaktu od lat. Zaczęłyśmy rozmawiać o naszym życiu. To był czas, żeby się wyżalić. Czułam, że mogę jej powiedzieć wszystko, co leżało mi na sercu. Szczególnie, że ona znała nas oboje.
– Wiesz? Moje małżeństwo chyba się rozpada – wyznałam jej, czując, jak ciężar tych słów spada mi z serca.
Opowiedziałam jej o tym, jak wygląda nasze życie, o wakacjach w Grecji i o tym, co powiedział animator z hotelu.
– Czekaj, kochana – przerwała mi przyjaciółka. – A gdzie on teraz jest? – dopytywała o męża
– No, w pracy w Warszawie – odpowiedziałam z pewnym zdziwieniem.
Zapadła chwila ciszy.
– A nie w Bratysławie? Bo widzę, w relacji na Instagramie, że jest w Bratysławie?
– Na jakim Instagramie? – spytałam, czując, jak moje serce zaczyna bić szybciej.
Wtedy dostałam link do profilu na Instagramie, do którego nie miałam dostępu, bo zostałam na nim zablokowana. Zamarłam. Moje ręce zaczęły drżeć, a umysł zalała fala sprzecznych emocji – gniew, niedowierzanie, ból. Jak mógł mnie zablokować? Co chciał przede mną ukryć?
– A możesz wysłać mi screena? – poprosiłam, starając się zachować spokój.
Kilka sekund później na ekranie mojego telefonu pojawiło się zdjęcie uśmiechniętego męża, który najwidoczniej świetnie bawił się w Bratysławie. Miał na sobie luźny strój, wyglądał na zrelaksowanego i szczęśliwego.
Od razu do niego napisałam, ale nie chciałam wykładać wszystkich kart na stół.
– Cześć, kochanie, jak Ci mija dzień? – napisałam, starając się, żeby wiadomość brzmiała naturalnie.
Odpowiedź przyszła szybko, a każde słowo zdawało się wbijać kolejne szpile w moje serce.
– Mam właśnie zajęcia w Microsofcie. Nie mogę rozmawiać. Wszystko ok u mnie. A co u Was?
Poczułam, jak moje wnętrzności skręcają się z bólu i wściekłości. Jak mógł mnie tak oszukać? Z taką łatwością?! Moje myśli galopowały, a serce biło jak oszalałe. Wiedziałam, że muszę się uspokoić, przemyśleć wszystko na chłodno, zanim podejmę jakiekolwiek kroki.
Stałam w kuchni, wpatrując się w ekran telefonu, i czułam, jak w moich oczach zbierają się łzy. Ale nie mogłam pozwolić sobie na słabość. Musiałam być silna dla siebie i dla chłopców. Musiałam dowiedzieć się całej prawdy, niezależnie od tego, jak bolesna by ona nie była.
Trudna prawda
– Dziewczyny! On mnie okłamuje. Ma Instagram, na którym jestem zablokowana. Takich rzeczy może być więcej – napisałam natychmiast do moich przyjaciółek na messengerze. Ręce mi drżały, a serce waliło jak oszalałe. Wiedziałam, że muszę działać szybko i zdecydowanie. – Ręce na pokład. Musimy coś znaleźć!
W tym momencie przypomniała mi się sytuacja z marca, kiedy opublikował post na Facebooku, twierdząc, że to post jego kolegi. Nie wiem, co nade mną wtedy czuwało, ale zdążyłam zrobić screena. Były w nim różne hashtagi, które teraz mogły być kluczowe.
– Dziewczyny, pamiętacie ten post? – napisałam, przesyłając im zrzut ekranu. – Tutaj macie hashtagi. Spróbujcie coś znaleźć, bo ja jestem chyba wszędzie zablokowana, nic mi się nie wyświetla.
Nie minęło dużo czasu, a przyjaciółki zaczęły zasypywać mnie wiadomościami.
– Magda, znalazłam coś. Wygląda na to, że te hashtagi były używane przez jedno konto na Instagramie. – przesłała mi link do profilu.
Kliknęłam w link z bijącym sercem, ale okazało się, że nie mam do niego dostepu. Tak jak myślałam – znowu blokada.
– Dziewczyny potrzebuję screnów! – napisałam do przyjaciółek
W jednym momencie mój messenger został zawalony zdjęciam, które sprawiły, że świat zawirował mi przed oczami. Było tam wszystko – on i jego kochanka, ich wspólne podróże, uśmiechy, romantyczne kolacje. Norwegia, Włochy, Chorwacja, Bahamy. Każda fotografia to bolesne przypomnienie o tym, jak bardzo zostałam oszukana. Wszystko z okresu, kiedy ja jak idiotka pracowałam od rana do nocy, żeby związać koniec z końcem, bo mój mąż zmagał się rzekomo z kryzysem w branży.
– Dziewczyny… – napisałam, czując jak łzy napływają mi do oczu. – Mam już wszystko. Dzięki wam.
Wciąż dostawałam kolejne zdjęcia i linki, a ja czułam, jak mój gniew narasta. Jak mógł mnie tak oszukiwać? Jak mógł patrzeć mi w oczy, wiedząc, że mnie zdradza? Każde zdjęcie było jak cios w serce, ale jednocześnie dodawało mi siły. To, co teraz zobaczyłam, było niepodważalnym dowodem jego zdrady. Wiedziałam, że muszę stawić mu czoła, ale przede wszystkim musiałam zadbać o siebie i chłopców.
Poszłam do sypialni. Wszystko, co widziałam, potwierdzało moje najgorsze obawy. On nie tylko mnie zdradzał, ale robił to z premedytacją, ukrywając przede mną całe swoje drugie życie przez lata. Przeglądałam wszystkie opublikowane posty na jego profilu.
Zobaczyłam zdjęcie targowiska w Jerozolimie i dwóch kieliszków szampana, opatrzone opisem:
“27 kwietnia 2019 roku. Jesteśmy na targu w starej Jerozolimie. Stragan gęsto zastawiony pisali z przyprawami…”
Następne zdjęcie ukazywało kobietę wchodzącą do krystalicznej wody, a opis brzmiał:
“Jest 23 września 2019 roku. Nassau przywitało nas palącym słońcem i portowym gwarem lokalnych handlarzy, wystawiających rozmaite pamiątki na bezcłowym targowisku. Bahamy kuszą kolorami…”
To wszystko dzieje się już od 2019 roku?! Od trzech lat, jeśli nie dłużej, oszukuje mnie, prowadząc równoległe życie z inną kobietą?
Zastanawiałam się, ile jeszcze takich tajemnic kryje się za jego uśmiechem. Co jeszcze ukrywał przede mną przez te wszystkie lata? Przejmowały mnie wściekłość, smutek i głębokie poczucie zdrady. To, co odkryłam, zniszczyło moje zaufanie i dotkliwie naruszyło fundamenty naszego małżeństwa. Teraz musiałam podjąć decyzję – jak dalej postąpić i jak odbudować swoje życie po tym, co się wydarzyło.
Chłopcy bawili się w pokoju obok, nieświadomi burzy, która właśnie przeszła przez moje życie. Musiałam zebrać się w sobie, musiałam być silna dla nich.
Patrzyłam na zdjęcia po raz ostatni, zapamiętując każdy szczegół. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam planować, co dalej. Wiedziałam jedno – chcę rozwodu.
Trudne emocje
Pierwsze dni po odkryciu zdrady były szalenie trudne. W zasadzie nie wiedziałam co robić. Czułam totalną bezsilność. Walczyłam z własnymi emocjami. To była mieszanka gniewu, rozpaczy i niedowierzania. Jak mogło do tego dojść? Jak mogłam tego nie zauważyć? Każda chwila spędzona na myśleniu o jego podwójnym życiu przypominała uderzenie w brzuch. Dosłownie chciało mi się wymiotować!
Byłam zmuszona udawać przed dziećmi, że wszystko jest w porządku. Uśmiechałam się do nich rano, przygotowując śniadanie, a potem szłam do pracy, gdzie musiałam realizować swoje zadania tak, jakby nic się nie stało. Wszystko we mnie krzyczało, ale na zewnątrz starałam się udawać, że wszystko jest dobrze. Wiedziałam, że nie mogę pozwolić sobie na chwilę słabości. Miałam dwoje dzieci do wychowania i dom z kredytem na głowie. Nie mogłam się załamać.
Wieczorami, gdy chłopcy szli spać, a dom tonął w ciszy, zanurzałam się w przepisach prawnych, próbując znaleźć sens w chaosie. Szukałam informacji na temat rozwodów, podziału majątku, kwestii opieki nad dziećmi i alimentów. Przerażała mnie najbardziej kwestia domu. Może dam radę sama spłacać kredyt, ale jeśli będę musiała spłacić męża, nie poradzę sobie finansowo.
Podział majątku po rozwodzie to skomplikowany proces. Dom, który kupiliśmy razem, mógłby zostać podzielony na pół, ale w praktyce oznaczałoby to, że muszę spłacić jego część wartości nieruchomości. A to było poza moim zasięgiem finansowym. Wiedziałam, że jeśli nie znajdę sposobu na rozwiązanie tej kwestii, mogę stracić nasz dom. Dom, który jest ostoją mojego spokoju. Oazą dla moich dzieci.
Potrzebowałam dobrego prawnika. Kogoś, kto pomoże mi przejść przez ten koszmar, kto będzie moim przewodnikiem i wsparciem. Sama nie byłam w stanie załatwić tego wszystkiego. Poczucie osamotnienia było przytłaczające, ale wiedziałam, że muszę walczyć. Nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla moich dzieci. Były moim jedynym światłem w tym mrocznym tunelu, który stał się moim życiem.
Każdego dnia budziłam się z nową siłą, choć czasem miałam ochotę zrezygnować. Wiedziałam, że muszę być silna, muszę walczyć o naszą przyszłość. I choć bałam się każdego kroku, każdego nowego dnia, miałam nadzieję, że kiedyś znowu będę mogła poczuć się szczęśliwa. Wierzyłam, że po każdej burzy wychodzi słońce. Teraz musiałam tylko przetrwać tę burzę.
Co dalej?
Poszłam do prawnika. Opowiedziałam swoją historię, a mój adwokat, słuchał uważnie, przerywając jedynie na krótkie notatki.
– Pani Magdaleno, z tego, co Pani mówi, wynika, że możemy wnioskować o rozwód z orzekaniem o winie. Potrzebujemy tylko solidnych dowodów. – powiedział, spoglądając na mnie.
– Mam zdjęcia i linki do mediów społecznościowych. Myślałam, że to wystarczy. – westchnęłam, czując, jak ciężar sytuacji opada na moje ramiona.
– Niestety, to czym dysponujemy, nie jest wystarczające. Potrzebujemy konkretnych, namacalnych dowodów. – wyjaśnił. – Najlepsi będą świadkowie. Musi się też Pani uzbroić w cierpliwość, bo sprawy rozwodowe z orzekaniem o winie mogą trwać nawet do 3 lat.
Poczułam, jak grunt usuwa mi się spod nóg. – Nie, nie mam nic więcej. Wydaje mi się, że on zawsze był bardzo ostrożny. Teraz, gdy o tym myślę, zdaję sobie sprawę, że nic w zasadzie nie wiem. Skoro latami mnie okłamywał, to ile z tego, co mówił, jest prawdą? Może wcale nie pracuje dla Microsoftu? A jeśli tak, to może wcale nie wyjeżdża do Warszawy?
Prawnik spojrzał na mnie współczująco. – Pani Magdaleno, rozumiem, jak trudna jest ta sytuacja. Musimy przygotować się na każdy scenariusz. Można wynająć detektywa, żeby sprawdzić, co on naprawdę robi. To może dostarczyć nam potrzebnych dowodów, które zostaną uznane przez sąd.
– Detektyw? – powtórzyłam z niedowierzaniem. – Nigdy nie myślałam, że będę musiała posuwać się do takich kroków.
– Czasami to jedyny sposób, żeby odkryć prawdę. – powiedział prawnik
Poczułam, jak wzbiera we mnie fala emocji. Bałam się. Coraz więcej pytań bez odpowiedzi pojawia się w mojej głowie. Nie chcę jeszcze konfrontować tej sprawy z nim. Chcę być przygotowana na każdy scenariusz.
Gdy opuszczałam kancelarię, czułam mieszankę strachu i determinacji. Wiedziałam, że czeka mnie trudna droga, ale miałam wsparcie. Teraz musiałam tylko stawić czoła prawdzie, niezależnie od tego, jak bolesna by była.
Pomysł wynajęcia detektywa wydawał mi się trochę dziwny. Może da się jakoś inaczej sprawdzić życie mojego męża bez konieczności wynajmowania detektywa?
Postanowiłam skonsultować temat ze znajomym policjantem, który zawsze był gotowy mi pomóc.
– Hej, Masz chwilę? – zapytałam przez telefon, starając się utrzymać głos w miarę stabilny.
– Oczywiście, Co się stało? – odpowiedział natychmiast, z troską w głosie.
– To trochę skomplikowane. Odkryłam zdradę mojego męża. Myślałam o wynajęciu detektywa, żeby dowiedzieć się więcej, ale to wydaje mi się takie… filmowe. Może jest inny sposób? – mówiłam szybko, próbując wytłumaczyć całą sytuację.
W słuchawce zapadła cisza. Wiedziałam, że przyjaciel jest w ogromnym szoku.
– Zdradził Cię? Madzia jak Ty się czujesz, potrzebujesz pomocy? – dopytywał z troską w głosie
– No właśnie musisz mi pomóc. Wiem, że masz dużo różnych kontaktów. A ja nawet nie wiem czy on wyjeżdża do tej Warszawy, czy mnie okłamuje. Muszę odkryć prawdę, ale nie jestem przekonana czy muszę wynajmować do tego detektywa. – mówiłam szybko
– Madzia, detektyw to nie zawsze najlepsze rozwiązanie. Czasem wystarczy trochę sprytu i cierpliwości. – odpowiedział uspokajająco. – Musimy to sprawdzić na własną rękę. Czy znasz adres, gdzie on w tej Warszawie mieszka?
– Hmm… – zaczęłam się zastanawiać. – Ostatnio wracając z wakacji rzucił, że teraz czas ruszyć w drogę do Warszawy na ul. Grzybowską. Ale w zasadzie nic poza tym nie wiem.
– To już coś. – powiedział z pewnością w głosie.
– A może ja powinnam zadzwonić do tego Microsoftu, zapytać, czy ktoś taki dla nich pracuje?
– To też dobry pomysł. – potwierdził. – Ale zanim to zrobisz, spróbujmy dowiedzieć się więcej na temat tego adresu. Może skontaktuj się z jakimiś znajomymi z tej Warszawy.
Znowu milion myśli przewijało się przez moją głowę. Owszem, opowiadał mi o znajomych z Warszawy, ale nie znałam tych ludzi. Enigmatyczne imiona, ich życiorysy i tyle. Docierało do mnie, że w zasadzie to ja nic nie wiem o życiu mojego męża. Sama w myślach zaczynałam się karcić, że jestem totalną idiotką. Po czym szukałam dla siebie usprawiedliwienia, że nie raz pytałam go o te szczegóły, ale on po mistrzowsku potrafił wyminąć lub zmienić temat. Czułam się zagubiona, ale wiedziałam, że muszę coś wymyślić.
– Madzia, niestety, ludzie potrafią być bardzo dobrzy w ukrywaniu swoich sekretów. Ale teraz nie możemy się poddać. – mówił z determinacją. – Czy pamiętasz, jakich znajomych wymieniał, gdy mówił o Warszawie?
– Hmm, wspominał o jakimś Pawle, z którym razem mieszkał, ale nie wiem nic więcej. Zawsze mówił tak ogólnikowo. – odpowiedziałam, starając się przypomnieć szczegóły.
– W porządku. Może na początek ustalimy adres. – zaproponował. – Zastanówmy się razem jak to możemy zrobić. Pamiętaj, nie jesteś w tym sama.
– Dziękuję. Naprawdę, nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła. – odpowiedziałam, czując, że na chwilę, zrzuciłam ciężar z serca.
Wyjazd do Warszawy
Cały czas zastanawiałam się, jak dotrzeć do męża w Warszawie. Pojawiały się różne pomysły. Niektóre były lepsze, inne gorsze, ale żaden z nich nie wydawał się być w 100% idealny.
Przyszedł 11 listopada 2022 roku – dzień, w którym dzieci nie musiały iść do szkoły, a ja miałam wolne w pracy. Kiedy otworzyłam rano oczy, wpadłam na pomysł: spakuję chłopaków i pojedziemy na jednodniową wycieczkę do Warszawy, gdzie umówię się z mężem. To była bardzo spontaniczna myśl.
Jak zawsze po obudzeniu napisałam do niego na Skype: „Dzień dobry”. Szybko dostałam odpowiedź: „Dzień dobry”.
– Jakie masz dzisiaj plany? – zapytałam.
– No wiesz. Prowadzę normalnie zajęcia w Microsofcie. Wiem, że jest dzień wolny, ale po covidzie wciąż nadrabiamy zaległości.
– Oj. To szkoda, bo wpadłam na pomysł, że przyjedziemy do Warszawy z chłopcami. Chłopcy nigdy nie widzieli stolicy. Ja mam wolne w pracy. Może uda ci się z nami wyskoczyć chociaż na jakieś lody. – pisałam dalej.
– Nie, no coś ty. To jest beznadziejny pomysł. Wiesz, co się dzieje 11 listopada w Warszawie? Pół Warszawy jest wyłączone z użytku, bo są marsze, pochody, demonstracje. To strata czasu. Na spokojnie ustalimy datę, kiedy przyjedziecie do Warszawy. Może na kilka dni. Wynajmiemy jakiś pokój w hotelu z basenem, żeby chłopcy mieli rozrywkę.
– Hm… a nie możemy nocować u ciebie?
– U mnie nie ma warunków. Poza tym jest Pawełek. Nie zmieścimy się wszyscy.
– Wiesz co. My i tak dzisiaj przyjedziemy. Chłopcy się ucieszyli. Nie chcę im odbierać tej przyjemności
– No jak chcesz. Ja teraz muszę już uciekać, bo zaczynam zajęcia.
Zebraliśmy się z chłopcami i pół godziny później jechaliśmy już do stolicy.
Droga minęła nam bardzo szybko i przyjemnie. Chłopcy byli podekscytowani, a ich radość udzielała się także mnie. Mimo nerwów i niepewności, czułam, że ta wycieczka może przynieść odpowiedzi na wiele pytań. Zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, aby zatankować i kupić coś do jedzenia. Chłopcy wybierali swoje ulubione przekąski, a ja patrzyłam na nich z uśmiechem, ciesząc się, że przynajmniej oni są zadowoleni.
W drodze opowiadaliśmy sobie historie i śmialiśmy się. W takiej atmosferze trudno było się martwić. Przez chwilę mogłam zapomnieć o problemach i skupić się na spędzaniu czasu z moimi dziećmi.
W miarę jak zbliżaliśmy się do stolicy, zaczęłam odczuwać mieszankę ekscytacji i lęku. Moje serce biło szybciej, ale postanowiłam, że cokolwiek się wydarzy, dam radę.
Wjeżdżając do Warszawy, chłopcy byli zachwyceni widokami. Ich entuzjazm dodawał mi odwagi. Czekała nas nowa przygoda, a ja byłam gotowa na to, co miało nadejść.
Napisałam do niego: „Jesteśmy już na miejscu. Dasz radę się spotkać?”. Tym razem nie dostałam błyskawicznej odpowiedzi.
Chwilę później wzięłam telefon do ręki i wybrałam jego numer. Jego telefon był wyłączony. Wszystko stawało się jasne. Najprawdopodobniej w ogóle nie ma go w tej Warszawie!
Poprosiłam starszego syna, żeby napisał SMS do taty: „Cześć tato. Jesteśmy w Warszawie. Spotkasz się z nami?”. Również nie dostał odpowiedzi.
Już nie czułam takiego podekscytowania, bo wiedziałam, że praca w Microsofcie jest kolejnym kłamstwem. Gdyby był w Warszawie napewno by się z nami spotkał. Dotarło do mnie, dlaczego tak bardzo odradzał mi przyjazd. I dlaczego zasugerował inną datę i nocleg w hotelu.
– Mamo, dlaczego tata nie chce się z nami spotkać? – pytał starszy syn
– Mówił, że prowadzi dzisiaj zajęcia, napewno jest bardzo zajęty i nie może do nas przyjść. Ale to nic! Mamy teraz czas dla siebie. To co? Idziemy zwiedzać? – po raz kolejny musiałam odegrać teatralną rolę przed dziećmi.
Zwiedzaliśmy stolicę. Radość chłopaków była zaraźliwa, a ja próbowałam cieszyć się chwilą, choć w głowie kłębiły się myśli o kłamstwach męża. Chciałam, żeby ten dzień był dla nich wyjątkowy, mimo że było mi ciężko na sercu.
Spacerowaliśmy po Starym Mieście, jedliśmy lody i opowiadaliśmy o historii Polski. Dzieci były zachwycone, ale ja czułam, jakby ciężar świata spoczywał na moich ramionach. Próbowałam uśmiechać się i żartować z nimi, ale każda chwila radości była dla mnie jednocześnie bolesnym przypomnieniem o kłamstwach męża.
W końcu przyszedł czas na powrót do domu. Wsiadłam do samochodu z dziećmi i ruszyliśmy w drogę powrotną. Chłopcy, zmęczeni wrażeniami, zasnęli szybko na tylnym siedzeniu. Droga powrotna była cicha, a ja pogrążona w myślach.
Po raz kolejny czułam, jakby świat wokół mnie zaczął się rozpadać na kawałki. Ból brzucha dawał się we znaki, a niepewność i strach na nowo ogarnęły moje myśli. Wiedziałam, że to, co odkryłam, było tylko początkiem kolejnych kłamstw, które miały wyjść na jaw. Miałam wrażenie, że ten dzień był jeszcze gorszy niż ten, kiedy odkryłam zdradę męża.
Dojechaliśmy do domu późnym wieczorem. Chłopcy byli zmęczeni, ale zadowoleni z wycieczki. Położyłam ich do łóżka, starając się być jak najspokojniejsza, choć w środku czułam się rozbita na milion kawałków. Kiedy w końcu zamknęłam drzwi ich pokoju, pozwoliłam sobie na chwilę słabości. Osunęłam się na kanapę, czując, jak łzy spływają po policzkach.
Musiałam zebrać siły, przygotować się na kolejne dni i podjąć decyzję, co dalej. Wiedziałam jedno – to był dopiero początek mojej walki o prawdę.
Kolejny dzień
„Dzień dobry” – dostałam wiadomość na Skype następnego dnia, jak gdyby nigdy nic się nie stało. „Dzień dobry” – odpowiedziałam jak zawsze.
– Jak Wam wczoraj minął dzień? – pytał mąż.
– Byliśmy w Warszawie. Pisałam do Ciebie i dzwoniłam, ale miałeś wyłączony telefon.
– Naprawdę? Ojejku! Na zajęciach rozładował mi się telefon. Wieczorem wróciłem do mieszkania, podłączyłem go do ładowania i dopiero teraz wziąłem do ręki. Przepraszam Cię. Wynagrodzę Wam to. W ogóle teraz w ten weekend mam wolne, więc przyjadę do domku.
– Super, chłopcy się ucieszą.
Cały czas musiałam udawać, że o niczym nie wiem. Przyjmować do siebie te idiotyzmy, które już teraz nie składały się w całość. Każde jego słowo brzmiało jak fałszywy ton, kłamstwo, które próbował mi sprzedać. W głowie kłębiły się emocje: złość, rozczarowanie, bezsilność. Miałam ochotę wykrzyczeć, że wiem, że jego historie są zmyślone, ale wiedziałam, że muszę grać dalej. Musiałam zdobyć dowody, by móc skonfrontować go z prawdą.
Chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do przyjaciela policjanta.
– Hej. Byłam wczoraj w Warszawie. Jestem przekonana, że jego tam nie ma. On będzie gdzieś bliżej nas. Czy jesteśmy w stanie to jakoś sprawdzić?
– To nawet dobrze, że to nie Warszawa. Tutaj mamy więcej możliwości. Głowa do góry, Madzia. Damy radę. – próbował mi dodać otuchy.
Serce biło mi mocniej. Nadzieja, że w końcu odkryję prawdę, dodawała mi sił. Musiałam to zrobić dla siebie i dla moich dzieci.
Wizyta w domu
“Przyjadę w sobotę, ale będę pociągiem. Ceny paliwa to teraz jakiś kosmos. Pociąg jest tańszy.” – napisał na skype
Nic nie odpowiedziałam. Czułam, że serce bije mi szybciej. Niepewność wypełniała mnie stopniowo, jakby z każdym kolejnym oddechem. Byłam przerażona samą myślą, że znów będę musiała spojrzeć mu w oczy, spędzić czas jak gdyby nigdy nic.
Przyjechał około południa. Kiedy otworzyłam drzwi, ujrzałam go z uśmiechem na twarzy, pełnego energii i nowych historii. Chłopcy już czekali z niecierpliwością. Kiedy tylko wszedł do domu, rzucili mu się na szyję. “Tata!!” – krzyczeli z radością.
Ich oczy świeciły się ze szczęścia, ich uśmiechy były jak promienie słoneczne na letnim niebie. Dla nich każda jego wizyta była jak cudowne święto.
Niezależnie od tego, co się działo między nami, dla nich tata był jak bohater. Ich miłość do niego była bezwarunkowa i głęboka, niemalże niewzruszona. Nawet gdyby miał przyjść tylko na chwilę, żeby zobaczyć ich uśmiechy, byłoby to dla nich najważniejsze wydarzenie dnia.
W tych chwilach czułam się trochę jakby mnie nie było. Synowie wpatrywali się w niego z podziwem, a ja stawałam się tłem, które czasem przypominało im, że istnieję. Ich niezłomna miłość do ojca była jak siła natury – niepojęta i piękna zarazem.
– Dobrze, że jesteś – powiedziałam, starając się uśmiechnąć. – Chłopcy czekali na Ciebie. Zostawiam Was samych i idę na spacer. – dodałam, walcząc z drżeniem głosu.
Wiedziałam, że muszę wyjść z domu. Potrzebowałam chwili dla siebie, żeby złapać oddech, zebrać myśli. Nie mogłam dłużej na niego patrzeć. Kiedy zamknęłam drzwi za sobą, serce mi biło jak oszalałe. To spotkanie było dla mnie jak chodzenie po cienkim lodzie, gdzie każdy krok mógłby sprawić, że się rozpadnę.
Emocje towarzyszące mi w tamtej chwili były jak wir, który miotał moim wnętrzem. Było w nich mnóstwo gniewu i żalu, ale przede wszystkim smutku. Smutku z powodu zdrady, smutku z powodu utraconego zaufania. Ale musiałam to ukryć za pozorem normalności. Musiałam udawać, że wszystko jest w porządku, żeby ochronić chłopców przed tym, co naprawdę dzieje się między ich rodzicami.
Poszłam do moich rodziców. Wiedziałam, że u nich znajdę ukojenie. To miejsce zawsze było moim schronieniem, gdzie czułam się bezpiecznie, bez względu na sytuację. Gdy weszłam przez drzwi, moja mama natychmiast podbiegła do mnie z szerokim uśmiechem, otulając mnie swoim ciepłem i czułością. Jej obecność była jak balsam dla duszy, który łagodził wszelkie zranienia emocjonalne.
Tata stał obok, jego postawa była jak zawsze mocna i pewna. Choć mówił niewiele, jego obecność dawała mi poczucie bezpieczeństwa. Mogłam liczyć na jego silną rękę i męską stabilność, która zawsze był dla mnie oparciem w trudnych chwilach. Gdy mnie obejmował, czułam, że wszystko będzie dobrze.
Dałam mamie znać, że chciałabym porozmawiać z nią sam na sam. To było ważne dla mnie, aby móc podzielić się swoimi uczuciami bezpośrednio z nią.
– Mąż w końcu przyjechał do domu a ty od niego uciekasz? – rzuciła pół żartem pół serio, nie spodziewając się tego o czym za chwilę jej opowiem
– Mamo, on mnie okłamuje – powiedziałam i zalałam się łzami.
To było przełomowe wyznanie, moment, w którym wszystkie emocje, które tłumiłam przez tak długi czas, wybuchły niczym wulkan. Była tam złość za zdradę, smutek za utraconą ufność, rozpacz za rozpadającą się rodzinę. Moje ciało trzęsło się, a serce biło tak mocno, jakby chciało wyrwać się z piersi.
Mama była w ogromnym szoku. Jej twarz wyrażała zdumienie i niepewność. Nie wiedziała, co powiedzieć, ale instynktownie przytuliła mnie tak, jak zawsze matka tuli swoje dziecko – ciepło i ochraniająco. Jej ramiona były moją oazą w morzu emocji, które mnie ogarnęły.
W tym momencie w drzwiach pojawił się tata. Spojrzał na nasze przytulenie z niedowierzaniem. Nie chciałam mu jeszcze o niczym mówić. Bałam się, że będzie chciał tę sprawę rozwiązać po swojemu, po męsku – może zdecydowanie, może z agresją, co tylko pogłębiłoby chaos w moim sercu.
Nie był to jeszcze czas na rozmowę z tatą. Potrzebowałam czasu, aby zebrać myśli, uspokoić emocje i znaleźć w sobie siłę na dalsze kroki. Teraz liczyłam na mamę, na jej ciepło, wsparcie i mądrość, która mogła mi pomóc przetrwać tę burzę.
Było późno, kiedy wróciłam do domu, ale chłopcy jeszcze bawili się z tatą przy konsoli, grając w ulubione gry.
– Pójdę się położyć – powiedziałam, wchodząc do sypialni.
Byłam kompletnie wykończona emocjonalnie. Kładąc się do łóżka, czułam się jakby ciężar całego świata spadł na moje ramiona. Moje ciało było zmęczone, a umysł przesiąknięty niepokojem i żalem.
Zasnęłam w jednej chwili. Obudziłam się w środku nocy. On leżał obok mnie, ale między nami była znaczna odległość. Jakbyśmy leżeli na przeciwnych biegunach. Nie miałam siły na nic. Serce mi się ściskało, a myśli toczyły się bez końca. Leżąc obok niego, czułam się jakbyśmy byli na obcej planecie, w obcym świecie, którego nie mogłam zrozumieć ani dotknąć. Była tylko cisza, której nie mogłam złamać, i niewysłowione pytania, które mnie dręczyły.
Niedzielny poranek
Wstaliśmy w niedzielę jak gdyby nigdy nic. On zaproponował, że zrobi jajecznicę na śniadanie. Ja miałam poczucie, że to jedyny moment, żeby spróbować wydobyć z niego jakieś informacje o jego życiu, bo wieczorem miał znowu jechać do „Warszawy”.
– Ostatnio jak przyjechaliśmy do Warszawy a Ty nie odbierałeś telefonu bardzo się martwiłam o Ciebie. Wydawało mi się, że coś się stało. Szczerze mówiąc to zastanawiałam się czy nie powinnam Cię szukać po szpitalach. Dobrze byłoby gdybyś dał mi numer telefonu do jakiegoś kolegi z Microsoftu. Tak, żeby miała dla bezpieczeństwa, kiedy nie będę mogła się do Ciebie dodzwonić.- powiedziałam.
– No coś ty. Przecież to był przypadek z tym telefonem. Mówiłem Ci, że się rozładował – próbował zmienić temat.
– Ok. Przypadek. Ale jeśli miałabym wtedy numer np. do Pawełka, to mogłabym do niego zadzwonić i problem rozwiązany. Tutaj masz kartkę i długopis – wskazałam ręką – zapisz mi numer telefonu
– A nie widzisz, że teraz robię jajecznicę? – odpowiedział poddenerwowanym głosem
Boczek do jajecznicy był ledwo podsmażony.
– To ja przejmę smażenie boczku. Z resztą zapisanie numeru telefonu ile ci zajmie? Trzy sekundy? – ciągnęłam dalej.
– No przecież jak robię jajecznicę to już ją robię – atmosfera stawała się coraz bardziej nerwowa
– Ale ta jajecznica stąd nie ucieknie, ja przemieszam ten boczek jeśli trzeba – nie odpuszczałam
On w tym momencie zaczął wbijać jajka na patelnię. Widać było, że czuje się niepewnie.
– Od kiedy jajka wbija się do surowego boczku? – zapytałam, a cała sytuacja zaczynała mnie bawić. Już wiedziałam o co chodzi.
– Zawsze tak robię jajecznicę! – wyskoczył na mnie. – Poza tym jak zwykle się czepiasz!
– To jak skończysz ją robić, to zapisz mi ten numer. – powiedziałam ze stoickim spokojem w głosie
To było kolejne potwierdzenie, że ani Warszawy, ani Pawełka nie było. Ta sytuacja przypomniała mi wiele innych momentów, kiedy coś w jego opowieściach nie grało. Od pewnego czasu zauważałam niespójności, które wcześniej bagatelizowałam, chcąc wierzyć, że wszystko jest takie, jak opowiada.
Teraz, gdy zobaczyłam jego reakcję podczas próby uzyskania numeru, wiedziałam, że coś jest nie tak. Nie tylko unikał odpowiedzi, ale także starał się ode mnie odwrócić uwagę. Był zdenerwowany i ewidentnie nie wiedział co ma ze sobą robić.
Nałożył jajecznicę na talerz i poszedł do toalety, a ja zostałam z myślami, które musiałam błyskawicznie uporządkować.
– Mama, co to ma być? – oburzył się młodszy syn patrząc na jajecznicę na talerzu. Trzymając widelec w dłoni tak, jakby dotknął coś co było niezwykle nieprzyjemne. Miał tylko osiem lat, ale już wiedziałam, że jest nadwrażliwy na wiele rzeczy.
To było widoczne już od dłuższego czasu. Ma swoje ulubione posiłki, których nie zmienia z dnia na dzień – ryż z kurczakiem, spaghetti z sosem pomidorowym. Inne jedzenie potrafiło wywołać u niego falę niezadowolenia, czasem nawet odruch wymiotny, jakby tylko widok czy zapach nieznanych mu smaków był zbyt dużym obciążeniem.
Jajecznica z niepodsmażonym boczkiem była dla niego prawdziwą katastrofą sensoryczną. Już sama konsystencja wywołała u niego nieprzyjemne odczucia, zniechęcające do spożycia potrawy.
– Ja nie będę tego jadł! To jest ohydne – kontynuował
– Nieeee. Nie jest tak źle – włączył się do rozmowy drugi syn, który zawsze wszystkich bronił
Nie angażowałam się w dalszą dyskusję o jajecznicy. Zamiast tego, czekałam niecierpliwie, aż mąż wyjdzie z toalety, aby mogła z nim porozmawiać na temat numeru telefonu.
Minęło sporo czasu zanim mąż opuścił toaletę. Cierpliwie czekałam, gotowa na każdą jego reakcję. Kiedy wreszcie wyszedł, od razu sięgnęłam po kartkę, na której miał napisać numer.
– Proszę, podaj mi ten numer. – powiedziałam, stawiając kartkę przed nim.
Mąż spojrzał na mnie zaskoczonym wzrokiem, ale wziął długopis i zaczął pisać. Patryk i numer telefonu. Moje serce zabiło mocniej, kiedy usłyszałam to imię po raz pierwszy. Było to imię, które nigdy wcześniej nie padło w naszych rozmowach, ani nie było wspominane w kontekście jego znajomości.
– Patryk? – zapytałam z lekkim zdziwieniem. – Jaki Patryk?
– No, Patryk. Mieszka obok mnie – odpowiedział, starając się zachować spokój.- Mamy cały czas kontakt. Jeśli do mnie się nie dodzwonisz, dzwoń do Patryka. – odpowiedział
– Ok. To napisz mi jeszcze Twój adres.
Zobaczyłam, jak jego ręce zaczęły drżeć, gdy prosiłam go o adres. Zbladł na myśl o tym, że musi coś wymyśleć, co wpadnie mu do głowy. Powoli zaczął pisać… ul. Kolejowa…
– Ulica Kolejowa? – zapytałam – przecież ostatnio mówiłeś o Grzybowskiej. O co tu chodzi?
– Aaa tak. Nie zdążyłem Ci powiedzieć, że teraz Microsoft zapewnił nam apartamenty w innym miejscu. Przeprowadziłem się. – zaczął się szybko tłumaczyć
Słysząc te słowa, moje serce zabiło mocniej, a zarazem wzbierała we mnie fala gniewu i rozczarowania. Kolejna dawka kłamstw. Ile jeszcze tego będę musiała przyjąć na siebie. I kiedy dojdziemy do etapu, że on w końcu zacznie mówić prawdę!
Ta sytuacja utwierdziła mnie w jednym. Kontrakt w Microsoft nie istnieje. Koledzy są wymyśleni. Jego opowiadania nie są nic warte, a ja sama muszę dojść do tego jaka jest prawda.
– Wiesz co. Ja jednak muszę już jechać o Warszawy. Za chwilę mam wcześniejszy pociąg. Okazuje się, że Krzysiek, wiesz, ten którego nie lubię zachorował i musze go zastąpić.
Te słowa zdezorientowały nie tylko mnie, ale również moich synów.
Młodszy, wrażliwy na zmiany, wyglądał na zaniepokojonego. Jego oczy były pełne smutku, jakby próbował zrozumieć, dlaczego tata nagle musi wyjechać do Warszawy, a przecież mieli jeszcze tyle planów. Widziałam, jak próbował zapanować nad emocjami, ale to było dla niego trudne.
Starszy syn był bardziej wyrozumiały, ale i tak widać było na jego twarzy niepokój, a do oczu napłynęły łzy.
Obaj chłopcy byli cicho, jakby nie do końca wiedzieli, co powiedzieć lub jak się zachować.
Wszystko działo się tak szybko. Tata pożegnał się z nimi i wyszedł, zostawiając ich z mieszanką emocji i pytań, które pewnie krążyły im po głowach.
– Mamo to wszystko przez Ciebie! – rzucił z ogromnym żalem starszy syn – po co Ci był ten telefon! Przez cały ranek kłóciłaś się z tatą! Nie mogłaś być milsza?
Słysząc te słowa od starszego syna, poczułam się jakby ktoś wbijał mi sztylet prosto w serce. Nieoczekiwanie stałam się obiektem jego gniewu, a jego słowa brzmiały jak oskarżenie.
Było to bolesne doświadczenie. Przecież starałam się zachować spokój, zdobyć trochę jasności w tym, co dzieje się między mną a jego ojcem. Może nie zawsze moje podejście było idealne, ale chciałam zrozumieć prawdę, a nie żyć w świecie kłamstw.
Jego zarzut sprawił, że czułam się jeszcze bardziej rozdarta. Chciałam być dobrą matką, wspierać swoje dzieci, ale teraz czułam, że zawiodłam. Nie mogłam ukryć smutku i zranienia, które spowodowały jego słowa.
Wiedziałam, że muszę znaleźć sposób, aby to wszystko wyjaśnić, pomimo tej goryczy i bólu, który teraz wypełniał moje serce.