Kiedy zdrada wychodzi na jaw – Rozdział 5: Rozwód

Końcem 2022 roku udało się zamknąć wszystkie formalności. Na 25 kwietnia został wyznaczony termin rozwodu.

19 kwietnia dotarło do mnie, że mój prawnik wspominał, że pojawi się u mnie kurator sądowy, żeby sprawdzić w jakich warunkach będą żyć dzieci, a do dnia dzisiejszego nikt się nie pojawił.

Chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do prawnika z pytaniem czy to normalne, że kurator przyjeżdża na ostatnią chwilę.

– To rzeczywiście dziwne. – odezwał się prawnik po drugiej stronie. – Powinni się wcześniej skontaktować. Podam Pani odpowiedni numer. Proszę spróbować skontaktować się z kuratorem. – powiedział
– Mam nadzieję, że to nie wpłynie na termin rozwodu – odpowiedziałam niepewnie, czując jak napięcie rośnie.
– Niestety. Pani Magdaleno jeśli nie będziemy mieć opinii kuratora na czas, trzeba będzie przełożyć datę rozwodu.

Czułam, jakbym traciła grunt pod nogami. Ten jedyny, ustalony termin, który wydawał się ostatecznym wybawieniem od miesięcy niepewności, teraz był zagrożony. Serce zaczęło mi bić szybciej, a w głowie mnożyły się pytania. Co jeśli kurator nie będzie dostępny? Co jeśli jego opinia opóźni proces o kolejne tygodnie, może miesiące?

Przełknęłam ślinę i spróbowałam uspokoić oddech. Musiałam znaleźć sposób, żeby się upewnić, że wszystko będzie gotowe na czas. Wiedziałam, że teraz nie mogłam sobie pozwolić na zwłokę czy pomyłki. Zadzwonię do tego kuratora, postaram się o wszystko, co w mojej mocy, żeby dopilnować, żeby opinia została przygotowana na czas.

Zerknęłam na kalendarz wiszący na ścianie, na krzykliwie zaznaczony kwiecień. Data 25 kwietnia wydawała się tak blisko i jednocześnie tak daleka. Nie mogłam sobie pozwolić na kolejne przesunięcie. Musiałam działać szybko i skutecznie.

Zadzwoniłam na wskazany numer, ale nikt nie odbierał telefonu. Zdecydowałam się więc wybrać ogólny numer do sądu.

– Dzień dobry. Próbuję dodzwonić się do kuratora, ale numer, który mam, nie odpowiada – powiedziała pewnym głosem
– Sytuacja wygląda tak, że kuratorzy przenieśli się do nowego budynku. Stary numer telefonu już nie działa, a nowy jeszcze nie działa. – usłyszałam z drugiej strony.
– To co ja mam zrobić? 25 kwietnia mam sprawę rozwodową, a do dnia dzisiejszego nie miałam wizyty kuratora – powiedziałam, czując, jak napięcie rośnie.
– Ja przekażę ten temat do kuratora. Proszę czekać na telefon. – usłyszałam odpowiedź.

Po odłożeniu słuchawki usiadłam na brzegu łóżka. Przepełniało mnie poczucie bezsilności. Tyle wysiłku, tyle oczekiwania, a teraz wszystko mogło runąć z powodu biurokracji. 25 kwietnia, data, na którą tak długo czekałam, mogła okazać się datą kolejnej rozpaczy i frustracji.

Nie rozstawałam się z telefonem, który cały czas milczał. Przyszedł kolejny dzień.

Znowu chwyciłam za telefon, starając się wyjaśnić moją sytuację.

– Tak, tak. Pamiętam panią. Ktoś się skontaktuje – usłyszałam z drugiej strony.

To był już czwartek. We wtorek miałam zaplanowaną sprawę rozwodową.

W piątek cisza.

Czułam, jak stres przemieszcza się z mojego brzucha do serca, bijącego szybciej niż zwykle. Opuszczały mnie siły. Bezsilność i frustracja robiły się przytłaczające. Patrząc na kalendarz, czułam się jakby czas zwalniał, każda minuta stawała się agonizująco długa.

Myśli męczyły mnie. Co jeśli nikt nie zadzwoni? Co jeśli kurator nie zdąży przygotować opinii na czas? Co jeśli wszystko, na co tak ciężko pracowałam, zacznie się rozpadać z powodu nieudolności systemu?

Z każdą chwilą moje emocje były coraz bardziej niepohamowane. Czułam się jak na krawędzi załamania nerwowego. Potrzebowałam wsparcia, potrzebowałam pewności, że wszystko się uda. Ale telefon wciąż milczał.



W sobotę napisał do mnie mąż: “A my mamy we wtorek ten rozwód?”

Myślałam, że spadnę z krzesła, kiedy przeczytałam tę wiadomość.

– Oczywiście, że mamy. A nie dostałeś wezwania?
– Nie, nic nie dostałem – odpowiedział.

Moje serce zabiło mocniej. Przez chwilę czułam, jakbym nie mogła złapać oddechu. Jak to możliwe, że nie dostał wezwania? Wszystko było tak starannie planowane, a teraz znowu pojawiła się niewiadoma.

Musiałam zachować spokój. “Daj mi chwilę,” napisałam szybko. Zadzwoniłam natychmiast do prawnika, starając się uspokoić.

Trzymając telefon w dłoni, czekałam na potwierdzenie. Moje nogi były jak z waty, a myśli krążyły w kółko.

– Pani Magdaleno, rzeczywiście zaszła tu jakaś pomyłka w sądzie. Wezwanie zostało wysłane, ale niestety dopiero w piątek. Natychmiast podejmujemy działania, żeby to naprawić. Proszę się nie martwić, rozwód odbędzie się zgodnie z planem.


W poniedziałek rano, zadzwonił telefon.

– Pani Magdaleno, tutaj kurator sądowy. Bardzo przepraszam za opóźnienie, ale mam bardzo napięty harmonogram. Czy mogę przyjechać do Pani dzisiaj wieczorem, około 21:00? – zapytała
– Oczywiście, będę czekać. Bardzo mi zależy, żeby Pani była – odpowiedziałam

Kurator pojawiła się wcześniej, około 19:00. Przeprowadziła szczegółowy ogląd domu, rozmawiała z chłopcami, a potem usiadła ze mną na chwilę do wywiadu. Kiedy opowiedziałam jej o całej mojej sytuacji, widziałam, jak jej oczy napełniają się zdumieniem.

– To jest jak historia z jakiegoś filmu – westchnęła. – Nie mogę sobie wyobrazić, jak trudne musiało to być dla Pani. Ale proszę mieć nadzieję, że teraz, gdy wszystko zostało ustalone, będziecie mogli zacząć nowy rozdział. Wasz dom jest ciepły i pełen miłości, dzieci są szczęśliwe. Jako matka zasługuje Pani na podziw.

Jej słowa były jak balsam na moje serce. Wzmacniały mnie i dawały siłę, aby stawić czoło przyszłości.

– Niech jutrzejszy dzień będzie początkiem nowego, lepszego rozdziału dla Pani i Pani dzieci. Trzymam kciuki za Panią! – dodała na zakończenie.

Te proste, ale pełne empatii słowa kuratorki sprawiły, że poczułam ogromną siłę walki.

Rozwód

Te zawirowania przed rozwodem sprawiły, że byłam totalnie wykończona. Na sprawie rozwodowej pojawiłam się zupełnie bez żadnych emocji. Chciałam to mieć jak najszybciej za sobą.

W sali rozpraw rozwodowych opowiedziałam moją historię. Mąż potwierdził wszystkie moje słowa. Pomimo trudności, jakie nasze małżeństwo przyniosło, zdołaliśmy się porozumieć co do podziału majątku oraz opieki nad dziećmi. Mąż zgodził się na odpowiednią wysokość alimentów. Wszystko przebiegło sprawnie, jakbyśmy chcieli jak najszybciej zamknąć ten bolesny rozdział.

W głębi duszy czułam mieszankę smutku, ulgi i złości. Smutek, że nasze małżeństwo, które kiedyś było pełne nadziei i miłości, skończyło się w ten sposób. Ulga, że wreszcie mogę zacząć nowy etap życia, wolny od napięć i niepewności. Złość, że musieliśmy to przejść, że nasze dzieci musiały to przejść.

Gdy sędzina ogłosiła decyzję, poczułam jakby cały ciężar spadł mi z serca. Mąż i ja wymieniliśmy ostatnie spojrzenia, pełne wspomnień i żalu, ale też może trochę nadziei na lepsze jutro.

Po zaledwie 30 minutach byliśmy już nie mężem i nie żoną.

Po rozwodzie poczułam ogromną pustkę i jednocześnie żal. To uczucie przygniatało mnie jak ciężar, jakbym nagle znalazła się na bezludnej wyspie – totalnie sama, nieporadna, zagubiona.

Zadawałam sobie pytania, na które nie mogłam znaleźć odpowiedzi. Dlaczego nie powiedział mi wcześniej, że tak źle się czuje w naszej relacji? Po co trwał w tej farsie? Miałam wrażenie, że nie tylko mnie oszukiwał, ale i siebie samego. Czy jego kochanka wie, że związała się z kimś, kto ma żonę i dzieci? Jakie historie jej opowiadał?

Całe moje dotychczasowe życie wydawało się jednym wielkim kłamstwem, a ja błądziłam po nim jak po bezdrożach nieznanego lądu. To był dzień, w którym wszystko stało się jasne, ale jednocześnie bardziej skomplikowane niż kiedykolwiek wcześniej.

To był czas, aby zacząć budować nowe życie.

Rozdział 6: Życie po rozwodzie

Po zakończeniu procedury rozwodowej poczułam, że niewiele się zmieniło. Jego i tak od lat nie było. Nasze małżeństwo stało się formalnością dawno temu, a teraz oficjalnie zakończyliśmy tę fikcję.

Czułam, że potrzebuję czasu dla siebie. Na odbudowanie poczucia własnej wartości, na znalezienie siebie po latach w toksycznym związku. Wreszcie mogłam skupić się na swoim rozwoju osobistym i na tym, co naprawdę było dla mnie ważne. Ale przede wszystkim, potrzebowałam czasu dla moich dzieci.

Był to dla nas wszystkich trudny czas przystosowania się do nowej rzeczywistości. Dzieci potrzebowały mojej stałej obecności i wsparcia, aby poczuć się bezpiecznie i kochane, pomimo zmian. Dlatego starałam się być dla nich stabilną skałą, na której mogą polegać.

Z czasem, życie po rozwodzie zaczęło układać się w sposób, który dał nam wszystkim przestrzeń na regenerację i odbudowę. Miałam szansę odkryć nowe pasje i zainteresowania, które wcześniej były zaniedbane. To był czas, który pomógł mi zrozumieć, że moja wartość nie zależy od tego, co ktoś o mnie myśli czy mówi.

Rozwód nauczył mnie, że muszę być sobą i dbać o swoje szczęście. Z każdym dniem stawałam się silniejsza i bardziej pewna siebie. Dzięki wsparciu bliskich osób i pracy nad sobą, zaczęłam patrzeć na przyszłość z nadzieją i optymizmem.

Życie po rozwodzie nie było łatwe, ale było również czasem odkrywania nowych możliwości i budowania nowego, lepszego życia dla siebie i moich dzieci.

Odbudowa relacji z dziećmi

To były chwile, kiedy wsparcie od moich synów okazało się bezcenne. Po zakończeniu rozwodu, bardzo zależało mi na budowaniu zdrowych relacji z chłopcami. Obawiałam się, jak przeżyją zmiany i czy będą mieli żal do mnie za rozpad rodziny.

Okazało się jednak, że moi synowie byli bardziej dojrzałymi młodymi ludźmi, niż przypuszczałam. Ich wsparcie i otwarta komunikacja były kluczowe. Starszy syn, patrząc mi prosto w oczy, powiedział:

– Mamo, tylko ja nie chcę, żebyś teraz była sama. Chciałbym, żebyś znalazła sobie nowego męża. Zależy mi na Twoim szczęściu. Wiem, że rodzina była zawsze dla Ciebie ważna. Musisz ją stworzyć na nowo.

Te słowa wypełniły moje serce ciepłem z tego, jak dobrze wychowałam moje dzieci. Były to słowa pełne miłości i troski o moje dobro. Młodszy syn również okazywał mi wsparcie, poprzez drobne gesty i uśmiechy, które mówiły więcej niż tysiąc słów.

Z każdym dniem moja pewność, że podejmuję właściwe decyzje w tym nowym rozdziale życia, rosła. Moje dzieci były moim największym skarbem.

Dzięki nim poczułam, że choć moje życie zyskuje nowy wymiar, to nadal mam fundament, na którym mogę zbudować nową przyszłość. To one otworzyły mi oczy na to, że szczęście i miłość nie są czymś, co trzeba trzymać dla siebie, ale czymś, czym warto dzielić z innymi.

Wakacje

Fajnie się złożyło, że prawie zaczęły się wakacje, bo po całym trudnym okresie postanowiłam zabrać chłopców i moich rodziców na wakacje do Chorwacji. Była to dla nas idealna okazja, żeby zacząć wszystko na nowo.

Zakwaterowaliśmy się w przytulnym apartamencie blisko plaży. Pierwsze dni spędziliśmy na nurkowaniu w turkusowych wodach Adriatyku, opalając się na słońcu i odkrywając lokalne smaki chorwackiej kuchni. Wieczorem spacerowaliśmy po plaży, podziwiając zachody słońca. To było dokładnie to, czego nam wszystkim potrzeba – relaks i odskocznia od codziennych trosk.

Było coś magicznego w tym czasie spędzonym razem. Czułam, jakbyśmy wszyscy odzyskali naszą równowagę i energię do dalszego budowania wspólnego życia. Dla chłopców był to czas radości i beztroski, a dla mnie moment, który dał mi nadzieję na lepszą przyszłość.

Po powrocie z Chorwacji pojechaliśmy nad Bałtyk. Pierwszy dzień spędziliśmy na budowaniu zamków z piasku, zbieraniu muszli i smakowaniu morskiego powietrza. Było coś magicznego w chwytaniu każdej chwili z nimi, w ich dziecięcych uciechach i spontaniczności. Wieczorem spacerowaliśmy po brzegu, nasze stopy wchłaniając ciepły piasek.

Każdy kolejny dzień przynosił nowe odkrycia – pływanie w morzu, wspólne zabawy na plaży, wieczorne gry w karty. Morze przynosiło nam spokój i perspektywę na przyszłość. Czułam, jakbyśmy jako rodzina odkrywali siebie na nowo, jakbyśmy zbliżali się do siebie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

Podczas tego wyjazdu miałam czas na refleksję nad tym, jak wiele się zmieniło, ale także nad tym, co chcę osiągnąć w przyszłości. Rozmowy z chłopcami i wspólne planowanie nadawały mi nową siłę i pewność siebie. Widząc ich radość i entuzjazm, czułam, że jestem w stanie pokonać każdą trudność, jaka może pojawić się na mojej drodze.

Kiedy nadszedł czas powrotu, zabraliśmy ze sobą nie tylko wspomnienia, ale także nowe doświadczenia i nadzieję na lepsze jutro. Byłam wdzięczna za każdy moment spędzony nad morzem, za każdy uśmiech na twarzach moich chłopców i za to, że mogłam ponownie poczuć się silna i pewna swojej przyszłości. Te wakacje dały nam wszystkim szansę na regenerację i ugruntowanie naszych więzi, dając zarazem motywację do budowania lepszego życia razem.

Wakacje z ojcem w Turcji

Przy rozwodzie ustaliliśmy, że chłopcy jeden tydzień ferii zimowych i jeden miesiąc wakacji spędzają z byłym mężem.

– Zarezerwowałem dla mnie i dla chłopaków wakacje w Turcji. Wyjeżdżamy początkiem sierpnia, wracamy w połowie miesiąca. – powiedział
– A co z pozostałą częścią wakacji? Miałeś ich wziąć na miesiąc. – dopytywałam
– Wiesz, póki co nie dam rady. Nie mam warunków. – odpowiedział

Nie byłam zaskoczona. To było typowe. Ale zdecydowałam, że nie mam ochoty na kłótnie. Byłam rozczarowana jego postawą. To był kolejny moment, który pokazał mi, jak trudno jest utrzymać równowagę po rozwodzie. Ale z drugiej strony, skupiłam się na tym, co najważniejsze – na swoich chłopcach i na tym, by zapewnić im jak najlepsze wspomnienia i doświadczenia.

– Muszę jeszcze obgadać z Tobą jeden ważny temat. – Dodał – Zrezygnowałem z pracy w spółce, którą tworzyłem. Rozwiązały się kontrakty, którymi się opiekowałem. Teraz zaczynam działać sam na własną rękę. Mam odłożone pieniądze, ale muszę poprosić Cię o obniżenie alimentów na jakiś czas.

Odkąd odkryłam jego kłamstwa, każda rozmowa z nim budziła we mnie milion wątpliwości. Nie byłam w stanie rozpoznać, czy mówi prawdę, czy znowu kłamie. Nie raz, udowodnił, że potrafi kłamać perfekcyjnie, bez mrugnięcia okiem.

Znowu mój spokój został zachwiany. Wiedziałam, że muszę podjąć trudną decyzję.

– Dobrze, obniżymy alimenty na ten okres, ale po pięciu miesiącach musisz uregulować zaległości – powiedziałam stanowczo, starając się ukryć narastające wątpliwości.

Wiedziałam, że to znowu wiąże się z moją podwójną pracą, bo to na moich barkach będzie finansowe utrzymanie chłopaków. Czułam ciężar odpowiedzialności, który spoczywał na mnie. Byłam zdeterminowana, żeby zapewnić dzieciom wszystko, czego potrzebują, ale świadomość, że znowu muszę stawić czoła finansowym trudnościom, była przytłaczająca.

Niepojęte jednak było dla mnie to, że tym samym czasie, gdy mówiliśmy o luksusowych wakacjach all inclusive, które planował z chłopcami, usłyszałam, że ma problemy finansowe. To było dla mnie absurdalne.

Z jednej strony, planował wymarzone wakacje pełne słońca i relaksu, a z drugiej strony, przyszedł do mnie z prośbą o obniżenie alimentów, bo nie jest w stanie sprostać finansowym zobowiązaniom. To poczucie niesprawiedliwości i hipokryzji wywołało we mnie głęboką frustrację.

Miałam wrażenie, że życie płata mi figle, każąc mi stawać twarzą w twarz z sytuacjami, które nie miały sensu. W jednym momencie czułam się jakbym była w pułapce między moimi obowiązkami a jego decyzjami, które nie miały nic wspólnego z rzeczywistością, w której przyszło mi żyć.


Chłopcy pojechali z tatą do Turcji, a ja zostałam sama w domu. Ta nieznana pustka wypełniła całą przestrzeń wokół mnie, jak nigdy dotąd. To było pierwsze od wielu lat, kiedy nie było ich przy mnie. W domu zapanowała całkowita cisza. Zwykle w tym czasie byliśmy razem, rozmawialiśmy, śmialiśmy się, wspólnie gotowaliśmy i spędzaliśmy czas na zabawie.

Czułam, jakby mi czegoś brakowało. Usiłowałam to poczucie zagłuszyć. Sprzątałam, składałam biżuterię, chodziłam na długie spacery, ale bez ich radości i energii życie było puste. Brakowało mi ich nieustannego “a mamo”, ich pytań i opowieści.

Szybko jednak zdałam sobie sprawę, że to, że są z tatą, to również część nowej rzeczywistości po rozwodzie. Musiałam nauczyć się dawać im wolność, pozwalać im spędzać czas z ojcem, nawet jeśli oznaczało to chwilowe oddzielenie się ode mnie. Chciałam, żeby mieli ojca obok siebie, który będzie ich wspierał i inspirował, jak najlepiej potrafi. Musiałam nauczyć się zaakceptować, że czasami będą razem bez mnie i że to jest w porządku.

Czas bez dzieci był dla mnie także okazją do odkrycia na nowo swojej kobiecości i zastanowienia się nad własnymi pragnieniami.

Początkowo czułam się trochę zagubiona. Przez lata poświęcałam się swoim dzieciom, bez reszty angażując się w ich życie i potrzeby. Moje życie było zdominowane troską o innych.

Stopniowo zaczęłam odkrywać, że jestem kimś więcej niż tylko matką. Zaczęłam wracać do rzeczy, które kiedyś sprawiały mi radość – tworzenie biżuterii, czytanie książek, czy po prostu cieszenie się ciszą.

To były chwile, kiedy mogłam być po prostu sobą, bez roli matki czy żony. Zaczęłam doceniać czas tylko dla siebie. To był czas samoodkrywania i uzdrawiania się po bolesnym okresie życia. Dzięki temu doświadczeniu nauczyłam się, że ważne jest dbanie nie tylko o innych.

Cieszyłam się, że ciężkie chwile mam już za sobą. W głębi duszy życzyłam swojemu byłemu mężowi wszystkiego najlepszego w jego nowym związku. Chciałam, żeby mógł budować swoje życie na nowo bez obciążeń przeszłości. Tego właśnie mu życzę – szczęścia i prawdziwej miłości, takiej która nie będzie oparta na kłastwach.

Czytaj kolejne rozdziały

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *