Kiedy zdrada wychodzi na jaw – Rozdział 2: Pierwsze sygnały

Trudny czas

Wyjazdy mojego męża do Microsoftu szybko zmieniły się z krótkich weekendowych na długie tygodniowe. Z początku starałam się racjonalnie wytłumaczyć te zmiany. To przecież mój mąż, który zawsze mówił, że robi wszystko dla nas, dla przyszłości naszych dzieci. Chciał szybciej spłacić kredyt za dom, zapewnić chłopcom łatwiejszy start w dorosłość. Dodatkowo realizował swoje zawodowe marzenia. Nie mogłam mu tego zabronić.

W tym czasie ja zaczęłam budować swoje życie osobno. Zrezygnowałam z pracy w firmie IT i otworzyłam własną agencję marketingową. Rozwijałam też mój biznes z biżuterią, który był dla mnie swoistą ucieczką od codzienności. Tworzenie biżuterii dawało mi poczucie spełnienia i wolności twórczej, której tak mi brakowało.

Chłopcy byli coraz starsi, opieka nad nimi nie była już tak absorbująca. To sprawiało, że miałam więcej czasu na rozwijanie swoich pasji i biznesu.

Nasze życie na odległość trwało już prawie 2 lata. On coraz rzadziej pojawiał się w domu, bo albo musiał prowadzić zajęcia w Warszawie, albo miał dalsze wyjazdy targowe.

Rok 2020 zaskoczył wszystkich – COVID. On był w tym czasie w Warszawie. Ja z dziećmi w domu.

– Kochanie, może powinieneś wrócić do domu, przynajmniej na ten czas pandemii? – pytałam go przez telefon, z troską w głosie.
– Nie, nie, nie. Lepiej, żebyśmy się nie spotykali na razie. Nie chcę ryzykować, że coś przeniosę na was – odpowiadał szybko, jakby miał gotową odpowiedź na moje pytania
– Ale chłopcy za Tobą tęsknią. Myślę, że moglibyśmy jakoś to ogarnąć, żebyś mógł przyjechać. Przecież teraz i tak wszyscy pracują zdalnie – starałam się przekonać go do zmiany decyzji.
– To nie jest takie proste. Mam tyle pracy teraz, że ledwo daję radę. A co, jeśli się zaraziłem? Nie chcę was narażać. Lepiej jest tak, jak jest. Poza tym w Microsofcie nie da się pracować zdalnie. Nikt nie da mi zdalnego dostępu do ich zasobów. To zbyt kosztowne – jego ton był stanowczy, nie dawał mi nadziei na zmianę sytuacji.

I tak minęło kilka miesięcy, bez jego obecności.
Na zmianę słyszałam kolejne wymówki, że nie może przyjechać, bo “coś źle się czuje”, albo miał styczność z osobą zarażoną na koronawirusa i przebywa na kwarantannie.

Byłam samotna, z tęsknotą patrzyłam na puste miejsce obok siebie, gdzie kiedyś zawsze był on. Już nawet przestaliśmy dzwonić do siebie. Wymienialiśmy jedynie krótkie wiadomości na skype. Coraz bardziej stawało się jasne, że nasze życie osobiste i zawodowe toczy się teraz zupełnie osobnymi ścieżkami.

Kłopoty finansowe

Pewnego dnia dostałam od niego wiadomość, która zamąciła mój spokój.

– Mam poważne problemy finansowe. Nasza firma jest w kryzysie. Ostatni tytuł okazał się totalną klapą, straciliśmy mnóstwo pieniędzy. Od teraz nie będę w stanie dokładać się tak jak dotychczas do naszego budżetu domowego. To będą trudne czasy, ale nie zostawię cię na lodzie. Musimy jakoś to przetrwać, musimy sobie jakoś poradzić – napisał.

Siedziałam przed ekranem komputera, czując jak serce zaciska się z niepokoju. To były słowa, które nie pozwalały mi zasnąć tej nocy. Wiedziałam, że teraz jeszcze bardziej niż kiedykolwiek wszystko będzie spoczywać na moich barkach.

Próbowałam jeszcze dociekać:
– Ale jak to? Przecież cały czas pracujesz. Do tego kontrakt w Microsofcie. Skąd te problemy?
– Gra w ogóle się nie sprzedaje. Musimy w pierwszej kolejności wypłacić wynagrodzenia pracownikom, zapłacić ZUS i podatki. Wiesz jaka to odpowiedzialność? Ja nie śpię po nocach a Ty jeszcze dokładasz mi zmartwień. – odpowiedział.

Przelewał w miesiącu ledwo 2000 zł. To była kwota, która nie pokrywała nawet połowy naszych miesięcznych wydatków. Resztę musiałam sama wypracować. Na szczęście prowadzenie własnej agencji marketingowej dawało mi tę możliwość. Wzięłam więcej zleceń. Zaczynałam pracę o 5:00 rano, kładłam się spać o północy, pracując nad projektami dla moich klientów.

W tym wszystkim opieka nad chłopcami i domem. Co tu dużo mówić. Było cholernie ciężko. Ale finansowo udało mi się wszystko spinać. Ba! Nawet udało mi się coś odłożyć.

Ale codzienne życie stawało się coraz bardziej wyczerpujące. Światło dzienne widziałam tylko przez szybę mojego biura. Czas, który kiedyś spędzałam z dziećmi na zabawach czy spacerach, teraz poświęcałam na kolejne projekty, myśląc o tym, jak długo jeszcze to wszystko potrwa.

Najgorsze było to, że nie mogłam pozwolić sobie na pokazanie zmęczenia czy słabości. Musiałam być silna dla synów. Codziennie zaczynałam nowy dzień z uśmiechem na twarzy, gotowa na kolejne wyzwania. Szczęście chłopców i ich dobrobyt były dla mnie najważniejsze, ale czasem nie mogłam oprzeć się myśli, że mogłyby mieć więcej – więcej czasu ze mną, więcej stabilności, więcej normalności.

Wciąż jednak tkwiła we mnie nadzieja, że ta sytuacja jest tymczasowa. Że wszystko wróci do normy. Że może kiedyś będziemy znowu mogli cieszyć się życiem bez ciągłego stresu finansowego i bez nerwowych rozmów o pieniądzach, które z każdym dniem zdawały się stawać się coraz bardziej absurdalne.

Patrzyłam na zdjęcie naszej rodziny – uśmiechnięci, szczęśliwi, pełni nadziei na przyszłość. Jak daleko od tej rzeczywistości byliśmy teraz. Ale ja nie mogłam sobie pozwolić na rozpamiętywanie przeszłości. Musiałam patrzeć w przód, działać, być mocna.

Wakacje w Szklarskiej Porębie

– Chciałbym Was zabrać na wakacje. Nic wielkiego, raczej jakiś tygodniowy wypad tutaj w okolicy. Wiem, że ostatnio było mnie mniej w domu. Chciałbym Wam to wynagrodzić – napisał na Skype pewnego wieczoru – pomyślałem o wakacjach w Szklarskiej Prębie w resorcie Norweska Dolina.

Siedziałam przed komputerem, więc szybko wygooglowałam proponowane miejsce. Czułam jak moje serce bije coraz mocniej. Norweska Dolina, luksusowy kompleks w Szklarskiej Porębie, brzmiała jak obietnica wytchnienia i spokoju, którego tak bardzo potrzebowaliśmy. Ale nie mogłam przestać myśleć o jego wcześniejszych słowach o finansowych problemach.

– A nas na to stać? – zapytałam, walcząc z niepokojem. – Przecież mamy problemy finansowe.
– Odłożyłem trochę pieniędzy. Nic się nie martw – odpisał szybko.

Patrzyłam na zdjęcia Karkonoszy, wyobrażając sobie, jak spacerujemy po górskich szlakach, oddychamy świeżym powietrzem, zwiedzamy okoliczne zamki i odpoczywamy w pięknych wnętrzach. Mimo to, w głowie wciąż huczało pytanie: czy naprawdę możemy sobie na to pozwolić? Czułam się rozdarta. Chciałam wierzyć, że ma rację, że te wakacje są nam potrzebne, że zasługujemy na ten czas razem. Ale gdzieś w głębi duszy niepokój nie chciał mnie opuścić. Wiedziałam, że każda decyzja ma swoje konsekwencje, a nasze problemy finansowe nie znikną jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Jednak wizja wspólnych wakacji dawała mi nadzieję, że w końcu coś się zmieni, że może ta przerwa pozwoli nam znaleźć nowe siły i perspektywy.


To był sierpień 2021 roku. Nasze wakacje w Szklarskiej Porębie okazały się wymarzonym wytchnieniem od codziennych trosk. Zatrzymaliśmy się w jednym z luksusowych apartamentów, który otaczały malownicze górskie krajobrazy. Dni upływały nam na odpoczynku razem z dziećmi w resorcie, ciesząc się każdą chwilą.

Dzieci były zachwycone atrakcjami oferowanymi przez kompleks. Kiedy one szły spać, my korzystaliśmy z długich wieczorów, opowiadając sobie o życiu, śmiejąc się i wspominając dawne czasy. W tych momentach znów czułam się jak dawniej, jakby wszystkie problemy zniknęły. Bliskość, którą na nowo odkrywaliśmy, była niezwykle cenna.

Zwiedzaliśmy również okoliczne atrakcje. Odwiedziliśmy majestatyczny zamek Książ, spacerując po jego rozległych ogrodach i podziwiając wnętrza pełne historii. Byliśmy też na zamku Chojnik, gdzie wspinaczka na szczyt była wyzwaniem, ale i wielką przygodą. Każdy dzień przynosił nowe wrażenia i radości, które na chwilę pozwalały zapomnieć o rzeczywistości.

Mąż wszystko fundował. Każde wyjście, każda atrakcja była przez niego opłacona, co sprawiało, że można było pomyśleć, iż nie mamy żadnych problemów z pieniędzmi. To było jak życie w bańce, pełne komfortu i beztroski.

Niestety, sielanka szybko się skończyła. Po tygodniu pełnym radości i spokoju musieliśmy wrócić do szarej rzeczywistości. Powrót do domu oznaczał powrót do codziennych problemów, zmartwień i niepewności. Wakacje były pięknym, lecz ulotnym snem, który musieliśmy opuścić, by stawić czoła wyzwaniom, jakie nas czekały.

Chcę ratować to małżeństwo

Cały czas chciałam ratować moje małżeństwo. Wakacje w Szklarskiej Porębie dały mi nadzieję, że jest to możliwe.

Był grudzień 2021 roku. Wpadłam na pomysł, że w ramach prezentu urodzinowego dla męża wykupię nam rodzinny wyjazd na wakacje all inclusive, tak jak zawsze lubił najbardziej. A że jego urodziny przypadają w święta Bożego Narodzenia, będzie to jednocześnie prezent świąteczny dla nas wszystkich. Odetniemy się od pracy, od problemów i spróbujemy odnaleźć się na nowo. Oczywiście wszystko zostało skonsultowane.

– Kochanie, to cudowny pomysł! – usłyszałam w odpowiedzi na moje propozycje – Oboje tego potrzebujemy!

Poprosiłam, żeby w swoim napiętym kalendarzu zaplanował od razu ten wyjazd, żeby nie było żadnych niedomówień.

– Tak oczywiście! Możesz rezerwować ten wyjazd – szybko odpisał

Pojawiła się iskierka nadziei w moim sercu. Nie mogłam doczekać się naszego wspólnego wyjazdu. 15 czerwca 2022 roku. To ten dzień! Zaczęło się odliczanie.

Z każdym dniem do wyjazdu moje serce biło szybciej. Marzyłam o tym, żeby znowu poczuć się jak prawdziwa rodzina, spędzając czas razem, daleko od stresów i codziennych zmartwień. Dzieci były podekscytowane perspektywą wakacyjnej przygody, a ja obiecałam sobie, że ten czas będzie dla nas wszystkich szansą na nowy początek.

Praca w mojej agencji wciąż się mnożyła, ale teraz jakoś łatwiej mi było znosić ciężar codzienności, wiedząc, że za kilka miesięcy będziemy mieć chwilę oddechu.

To mnie zwaliło z nóg

Był 10 marca 2022 roku.
Mąż przebywał w Stanach Zjednoczonych na targach. Różnica czasu powodowała, że mieliśmy jeszcze mniejszy kontakt ze sobą niż dotychczas.
Nasza sytuacja finansowa była wciąż trudna, więc pracowałam od świtu do nocy, żeby związać koniec z końcem. Tego dnia, jak zwykle, wstałam bardzo wcześnie do pracy. Jako zawodowy marketer dzień zaczynam od sprawdzenia mediów społecznościowych.

Nagle moim oczom ukazał się post opublikowany przez mojego męża:

„Jest 10 marca 2022 roku. A my stawiamy pierwsze kroki w prowadzeniu naszego bloga o podróżach. To nasze Dzienniki Drogi. Chyba tak to można nazwać. Zresztą jesteśmy u siebie, możemy więc nazywać to miejsca jak chcemy. Blogiem, pamiętnikiem, albumem ze zdjęciami…”

Tekst był obszerny, ale mi, ze łzami w oczach, ciężko było go czytać. W głowie pojawił się milion pytań. Jacy “my”? Jakie podróże? O co do cholery chodzi?!

W poście były zdjęcia. Niewiele mi one mówiły. Raczej przedstawiały miejsca niż ludzi. Poza dwoma zdjęciami. Na jednym były dwa kieliszki szampana, na drugim kobieta pływająca w jeziorze.

Serce zaczęło bić mi szybciej. Emocje mieszały się we mnie jak w wirze. Złość, ból, niepewność. Jak mógł mi to zrobić? Kim była ta kobieta? Dlaczego mi o tym nie powiedział? Czy to możliwe, że przez cały ten czas mnie okłamywał?

Z trudem łapiąc oddech, natychmiast napisałam do niego na Skype, mimo że była 5:00 nad ranem.

– Kochanie, czy chciałbyś mi coś powiedzieć? – wklepałam szybko na klawiaturze.

Odpowiedź przyszła błyskawicznie:

– Ale o co chodzi?
– O ten post na Facebooku – napisałam, czując, jak moje dłonie drżą.

Chwila ciszy wydawała się wiecznością, zanim pojawiła się odpowiedź:

– Aaaa, nieee… o matko… hahaha… od godziny próbuję kumplowi połączyć konto na Instagramie z Facebookiem i cały czas to jego konto na Instagramie łączy się z moim kontem prywatnym. Wiesz – kumpel założył bloga podróżniczego razem ze swoją kobietą. Chce się dzielić fotkami ze światem. Podpowiedziałem mu, że jak połączy Instagram z Fejsem, to wystarczy jak zrobi publikację na Instagramie i na Facebooku wyświetli się to automatycznie. Zaoszczędzi sporo czasu.

Wpatrywałam się w ekran, próbując zebrać myśli. Czy to naprawdę możliwe? Czy to była tylko niefortunna pomyłka?

– To tylko błąd? – zapytałam, nadal niepewna.
– Tak, kochanie, przepraszam za zamieszanie. – Jego ton wydawał się spokojny i szczery. – Nie martw się, to tylko techniczne problemy. Jak chłopaki? Wszystko u Was w porządku?

Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Może rzeczywiście tak było. Może po prostu nadinterpretowałam sytuację, bo byłam zmęczona i zestresowana. Chciałam w to wierzyć, potrzebowałam w to wierzyć. Ale gdzieś w głębi duszy pozostawała mała iskierka niepewności, która nie chciała zgasnąć.

Wymarzone wakacje

Czas na wyjazd na nasze wymarzone wakacje. Lecimy już 15 czerwca.
Tydzień przed wyjazdem dostaję wiadomość od niego:

„Kochanie, mam problem poważny z naszymi wakacjami i rozkminiam go od paru godzin. Żebyś się nie denerwowała – jeśli nie jesteśmy w stanie tego przeskoczyć po naszej stronie to oleje to i się porostu postawię w Microsofcie i tyle. Ale od początku. Dostałem dzisiaj telefon ze Stanów, że na koniec przyszłego tygodnia chcą mnie tam widzieć. Maja wąskie okno bo zebrali w jednym miejscu inwestorów, tego szefa i członków zarządu i chcą ze mną rozmawiać. Wiem jak to brzmi, oczywiście od razu zaznaczyłem, że mam urlop w tym czasie zaplanowany od dawna, ale wiesz jak to jest z takimi ludźmi: „ok, it’s up to you”. No i poczułem duże ciśnienie i zacząłem się zastanawiać czy jest jakaś opcja przesunięcia tego urlopu. Zmiana na zasadzie na podobną wycieczkę. Domyślam się, że nie, ale chciałem zapytać dla spokoju sumienia. Nerwy oczywiście mam takie, że masakra, bo jak zawsze mają w dupie moje plany. Z drugiej strony na tyle mnie to martwi, że chciałem się podzielić. Tak czy siak – tylko sprawdzam. Tym czasem spróbuję zasnąć. Spokojnej nocki”

Zamarłam. Emocje zalały mnie jak fala uderzeniowa. Gniew, frustracja, rozczarowanie, ból. To miał być nasz czas, nasza szansa na odbudowanie rodziny. Wszystkie marzenia i nadzieje, które wiązałam z tym wyjazdem, nagle wydawały się rozwiewać jak dym.

Czułam, jak serce bije mi coraz szybciej, a w gardle rośnie gula. Tyle tygodni planowania, tyle nadziei włożonych w te wakacje… A teraz wszystko może się rozpaść, bo znowu praca jest ważniejsza od nas. Praca zawsze była na pierwszym miejscu. Nigdy nie umiał postawić rodziny ponad swoje zawodowe obowiązki.

Wstałam od biurka i zaczęłam krążyć po pokoju. Łzy napłynęły mi do oczu, ale nie mogłam pozwolić, żeby opanowała mnie rozpacz. Musiałam się uspokoić, musiałam znaleźć rozwiązanie. Tyle razy już się rozczarowałam, ale teraz nie mogłam się poddać. Dla naszych dzieci, dla naszej przyszłości, dla nas samych.

Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech, próbując uspokoić bijące serce. Wszystkie nadzieje, które pokładałam w tym wyjeździe, teraz wisiały na cienkim włosku. Bałam się, że kolejna nadzieja może się rozsypać, a nasze relacje jeszcze bardziej się pogorszą. W głowie miałam milion myśli, ale nie mogłam teraz myśleć tylko o sobie. Musiałam znaleźć siłę, by walczyć o naszą rodzinę.

“Czułam to od samego początku. Czułam, że coś jest nie tak. Nie wiem co Ci mam powiedzieć. Nie da się przełożyć tych wakacji.
Po pierwsze. Pieniądze są nie do odzyskania, a zasuwam od rana do nocy, żeby ten wyjazd był możliwy.
Po drugie. Zaraz po naszym powrocie Wiktor jedzie na kolonię, później jedziemy do mojej siostry. Z terminem nie ma żadnego pola manewru
Po trzecie. Gdybym przeczytała tą wiadomość chłopakom rozsypaliby się na milion kawałków. Wiktor ciśnie ze szkołą, żeby zamknąć wcześniej rok szkolny. Oskar o niczym innym nie mówi, tylko o wakacjach w Grecji.
Wiem, że praca jest dla Ciebie ważna, ale myślę, że jak w Microsofcie wytłumaczysz jak wygląda sprawa, to uda się z ich strony wygospodarować inny termin.
Proszę. Wymyśl coś.” – odpisałam

Następnego dnia dostałam wiadomość

“Ok. Załatwiłem wszystko. Lecimy do Grecji. Ale powiedziałem im, że jestem chory. Nie możesz więc dodawać z Grecji na Instagram żadnych relacj, na których jestem, bo ktoś może im donieść, że jestem na urlopie. A nie chcę problemów.”

Z dnia na dzień coraz gorzej

Poranki zawsze wyglądały tak samo. Krótkie “dzień dobry” na Skype, napisane w pośpiechu między przygotowywaniem śniadania a pakowaniem chłopców do szkoły. On wciąż był zaangażowany w kontrakt w Microsofcie, co oznaczało, że przez większość czasu był nieosiągalny. Nasze rozmowy sprowadzały się do minimum – “dzień-dobry idobranoc” oraz sporadyczne ustalanie kwestii związanych z dziećmi. Kiedyś starałam się pisać do niego częściej, pytać, jak mu minął dzień, co u niego słychać, ale coraz rzadziej dostawałam odpowiedzi. Z czasem przestałam próbować.

Wszystko miało się zmienić podczas naszych greckich wakacji. To miała być nasza szansa na odbudowanie więzi, na przypomnienie sobie, dlaczego kiedyś byliśmy razem szczęśliwi. Marzyłam o tym, że ten wyjazd będzie przełomowy. Miałam nadzieję na wspólne posiłki, zabawę w basenie z chłopcami, spacery po malowniczych greckich uliczkach i romantyczne wieczory, kiedy tylko dzieci pójdą spać.

Wakacje w Grecji

Pierwszy dzień spędziliśmy nad basenem. Chłopcy pluskali się w wodzie, a ja mogłam w końcu usiąść z książką, wiedząc, że jestem tam, gdzie powinnam być – z rodziną. On chociaż zmęczony po długiej podróży, uśmiechał się i opowiadał nam o tym jak wygląda praca w Microsofcie. O projektach jakie realizuje, o kolegach z którymi najczęściej spędza czas. O Pawle z Gliwic, z którym ma najlepszy kontakt. Niestety wciąż w nasz urlopowy czas wkradała się jego praca. Raz po raz znikał w hotelowym pokoju, żeby odpisać na firmowe maile albo oddalał się od nas, żeby wykonać rozmowę telefoniczną.

Szybko okazało się, że jego wizja urlopu znacznie różniła się od mojej.

Owszem, jadaliśmy wspólnie posiłki, ale kiedy ja siedziałam nad basenem z książką, on zazwyczaj spędzał czas w pokoju, tłumacząc się na różne sposoby. Prosiłam o wspólny wypad do miasta, o to żebyśmy razem poszli na plażę albo wynajeli samochód i pojechali gdzieś dalej. Za każdym razem coś stawało nam na przeszkodzie.

Czas otworzyć oczy

Któregoś dnia, kiedy znowu szłam na basen sama hotelowy animator zapytał

– A gdzie masz męża?
– W pokoju. Coś się źle czuje – odpowiedziałam.
– Ach! Źle się czuje. To bardzo przykre. Niech szybko wraca do zdrowia.

W hotelowych przestrzeniach coraz częściej zaczynałam wpadać na animatora, który za każdym razem ze zdziwieniem zwracał uwagę na to, że znowu jestem sama.

– A Twój mąż nie boi się, że ktoś mu taką kobietę ukradnie? – zapytał pewnego dnia.
– Najwidoczniej nie – odpowiedziałam z uśmiechem.

Zaczęliśmy rozmawiać. Pożaliłam się mu, że te wakacje miały inaczej wyglądać. Że mąż bardzo dużo pracuje i nasz związek wisi na włosku. Że liczyłam na to, że ten wyjazd będzie okazją do odbudowania naszej relacji, ale mam wrażenie, że jest jeszcze gorzej.

– Ciężko mi to powiedzieć, ale uważam, że on ma inną kobietę.
– Nieeeee – od razu zaprzeczyłam – on po prostu zatracił się w pracy. Praca zawsze była dla niego ważna. – uśmiechnęłam się i poszłam w swoją stronę.

Ale nie mogłam przestać myśleć o tym, co powiedział. Nagle wszystko zaczęło łączyć się w całość. Praktycznie w ogóle nie było go w domu, do Grecji o mały włos wogóle byśmy nie przyjechali. Ja dostałam zakaz robienia relacji na Instagramie, żeby nitk nie widział, że jestesmy w Grecji. A w dodatku spaliśmy osobno, bo on stwierdził, że klimatyzacja w pokoju chłopaków jest lepsza niż w naszej sypialni.

Kurwa… Pomyślałam. Czy on ma inną kobietę?

Czytaj kolejne rozdziały:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *